czwartek, 30 grudnia 2010

A teraz z innej beczki

"Zwariowałam, oszalałam", czyli obraz Magdy Pankiewicz, która kiedyś (lub wciąż) obserwowała (obserwuje) naszego bloga.
Polecam:

POranek.

Ciężko nazwać porankiem godzinę 11.00, dlatego zdecydowałam się przerobić to na POranek:) Piękne słońce, mocna kawa, francuska Gracia z tekstem o fortunie Wildensteinów. Pasjonujące...:)

Zdjęcia z Marche

Abcesses i Champs-Elysees. Niestety już po nich:)








środa, 29 grudnia 2010

Pocztówka z Castoramy, czyli budowlanki część pierwsza

Nie będę publikować chyba zdjęć z Leroy, wykonanych telefonem (bateria w aparacie odmówiła posłuszeństwa), za to zaprentuję preview z Castoramy, którą mamy całkiem niedaleko. 
Wybór ogromny, kolory bajkowe, ceny przystępne. Czego można chcieć więcej? No, może mniej seryjnego wykonania. Ale to już czepianie się:)

Ech, to nasze płytki. Białe za 14 euro za m2, co daje niecałe 60 zł. Powtórzę: ech...



A to już szafka z dekoracjami do płytek:

A to z kolei kolory umywalek ceramicznych:

A to "przechowywacze" szczotek toaletowych:

A to uchwyty do szafek:

A teraz mój faworyt, czyli przedłużacz. Nie do końca tani (17 euro), ale te kolory do naszej pracowni...

PS Do Leroy chyba jeszcze zajrzymy :)
PS 2 Z Castoramy natomiast wynieśliśmy coś dla siebie (legalnie!), ale opublikuję jutro, jak wykonam zdjęcie przy świetle dziennym.

wtorek, 28 grudnia 2010

I obiecane szczęśliwe zakończenie

I rozwiązanie zagadki sprzed dwóch dni.
Serwowane danie to zupa cebulowa, tylko na sposób francuski. Czyli ukryta pod grubą warstwą serów i urozmaicona zanurzonymi w niej ogromnymi grzankami. A chciałam coś lekkiego...

Polecam restaurację Le Relais Garcon, która z kolei polecił nam niegdyś właściciel mieszkania, które wynajmowaliśmy. Opowiadał, że wpada tam co tydzień, a teraz my wpadamy tam za każdym razem, kiedy jesteśmy w tym cudownym mieście. Tylko na wyjątkowo pusty żołądek:)

www.lerelaisgascon.fr

Już kiedyś opisywaliśmy nasze zmagania z sałatkami Le Relais:

A tak wyglądają marzenia :)

Dziś zobaczyliśmy urzeczywistnienie naszych najśmielszych wizji; materialny wymiar tego, o czym zawsze rozmawiamy przy poruszaniu tematu przyszłości: studio na Montmatrze, starodawne, z wejściem z ulicy, wielkimi witrynami i atmosferą "dziergania". Ludzie (my) przechodzą, zatrzymują się, zaglądają, a co bardziej śmiali wchodzą i rozmawiają (może jutro to będę ja).
Wszystkich państwa, którzy cyklicznie zaglądają na bloga nie muszę przekonywać o mojej nie-do-końca-już-chyba-zdrowej miłości do jelonków, saren, koni i innych bajkowych parzysto lub nieparzystokopytnych. I te dwa szlachetne jelenie na zdjęciach poniżej rozłożyły mnie na łopatki...
Aczkolwiek dziewczyny też niczego sobie :)

niedziela, 26 grudnia 2010

Akuku, czyli zagadka na dziś

Odwiedziliśmy dziś najpyszniejszą knajpkę w naszym rejonie (to już trzeci rok, jak tu zaglądamy) i, wiedząc jak wielkie podają sałatki, zamówiłam sobie coś niewielkiego. Pozornie niewielkiego, gdyż pani z uśmiechem na twarzy przyniosła mi taki oto saganek.
I tu zagadka dla Państwa: co to jest?
Dodam także, że jest to danie podawane jako entree, wegetariańskie.
PS Nie podaję na razie nazwy i adresu restauracji. Przy rozwiązaniu dam namiary, bo warto tu zajrzeć!

Niektóre mity upadają...

...inne się rodzą. 
Najpierw o pierwszej wersji zdarzeń, czyli dziś - korzystając z cudownej słonecznej pogody - pobiegliśmy zobaczyć nowootwarty salon firmowy naszej największej inspiracji, czyli niewielkiej, acz superkreatywnej grupy Les Invasions Ephemeres. Na ich filmach instruktarzowych uczę się francuskiego, na ich wzorach szlifuję grafikę.
Na stronie oficjalnej Les Invasions salono-showroom wygląda tak:

W realu jednak nie maluje się w tak pięknych barwach: jest mniejszy, bardzo zakurzony i nie ma wokół niego tak bajkowej atmosfery.
Do środka nie weszliśmy, gdyż został zamknięty aż do 3 stycznia, ale zajrzeliśmy na wystawę. 
Zawsze twierdziłam, że internet nie odzwierciedla ani prawdziwej skali przedmiotów, ani ich kolorów ani tym bardziej duszy (najlepszym przykładem - napiszę nieskromnie - nasze podkładki). Produkty paryskich artystów zaskoczyły nas, ale także in minus. Malutkie, nie do końca solidnie wykonane, a grafika na przedmiotach nieostra (Maciek odesłałby mnie z powrotem do komputera z taką jakością:). 
Także tu mit upadł:(








Ale co tam! Tu zastała nas skala mikro, postanowiliśmy więc porwać na tę makro. Porwaliśmy się na Louvre!
A że w przyrodzie nic nie ginie, razem z unicestwieniem starej legendy, narodziła się nowa. W muzeum zobaczyłam mój nowy gabinet Dekornika! Cel na 2011 rok:) 
Ten należał do Napoleona. Ja co prawda wyższa, a i podzielnej uwagi nie posiadam. Łączą nas za to ambicje:)

Dla Dekornika, z Paryża, Kasia Rostkowska.
Pozdrawiam ciepło!

sobota, 25 grudnia 2010

A dziś niektóre ulice Paryża...

...wyglądały jak po inwazji z kosmosu...

PS Byliśmy w naszej ulubionej paryskiej Castoramie. Mamy nowości, mamy zdjęcia. Jutro opiszę:)

12 dań prawie francuskich

1. Camembert
2. Brie
3. Mozarella z pomidorkami
4. Grzanki z białym serkiem
5. Jajka sadzone i z majonezem
6. Słone chlebowe paluszki do przegryzania
7. Cieciorka
8. Oliwki
9. Suszone pomidory
10. Zupa z marchwi ( w naczynkach po kremie brulee)
11. Włoski makaron z pomidorami na ciepło
12. I na słodko -francuskie LU petitki i jabłka






piątek, 24 grudnia 2010

Jak urządzić się za 50 euro...

Jak na razie w Paryżu towarzyszy nam skala mikro. Nasze mieszkanie jest "mikro" i pierwszy sklep, do którego weszliśmy także był pod znakiem "mikro".
Mianowicie był to sklep z mebelkami do domków modelarskich. Takich cudeniek jeszcze nie widzieliśmy (Maciek, nie wiem czemu, kompletnie nie chciał stamtąd wyjść...).



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...