Pokazywanie postów oznaczonych etykietą znajomi. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą znajomi. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 11 stycznia 2015

Kochamy swoją pracę, czyli jak pozytywnie zacząć rok

Późno zaczynamy ten rok, ale za to z przytupem. A dokładnie mówiąc (pisząc), od wywiadu z bardzo pozytywnymi siostrami z bloga LOVE2WORK, które - jak wiele z nas - postanowiło, że założy bloga, na którym będzie opisywać wszystko, co dotyczy ich pasji. Z tym, że ich pasja to... praca.


Ale zanim przytoczę naszą rozmowę, troszkę usprawiedliwień, dlaczego na blogu cisza. To także usprawiedliwienia dla mnie, żeby zobaczyć, że półtora tygodnia ciszy nie było spowodowane lenistwem. Bo w Dekorniku i Kumatym hula. Początek roku to teoretycznie martwy okres w firmach, ale u nas jest jak w kołowrotku. Wynika to z tego, że już za kilka dni powitam Państwa z Azji. Wylatujemy z naszego pięknego, choć zimnego kraju, już w piątek i to aż na trzy miesiące. Dlatego wszystko należy dopiąć, póki jeszcze jesteśmy na miejscu. Moja Azja co roku jest pracownicza, to znaczy jestem pod laptopem, regularnie odpisuję na maile i projektuję, więc nie taki diabeł straszny. A na pewno nie odcięty od świat. Jednak prawdą jest, że nie pojadę przez trzy miesiące na spotkanie do firmy, nie wymierzę, nie pogadam. I klops. Trzeba to wszystko zrobić jeszcze przed odlotem.

Do tego szykujemy dla Państwa w tym roku fajne rzeczy. 

Jeśli chodzi o bloga, to będzie to DEKALOG REMONTOWY - zbiór dziesięciu złotych rad, które warto znać przed lub nawet w trakcie wykonywania remontu. To takie kompendium wiedzy, które sama chciałabym mieć w ręku lub na ekranie komputera (tableta :) kilka lat temu, kiedy sama z młotkiem w ręku biegałam po naszym M3. DEKALOG powstał we współpracy z firmami FRANKE, DEANTE, KOPP, PZU, LUMINOSFERA i będzie także dostępny w wydaniu drukowanym. Ale o tym cyklicznie będę zawiadamiać już od lutego...
Jeśli chodzi zaś o Dekornik.pl, to w tym roku stawiamy na dzieci. Mnóstwo, mnóstwo, mnóstwo wzorów dla najmłodszych. Mnóstwo pięknych wizualizacji i współpraca z największymi redakcjami i sklepami internetowymi w Polsce. Przyznaję, uwielbiam design dziecięcy, bo - jak napisałam w edytorialu do naszego katalogu - nie ma w nim limitów. Słoń może być różowy i wielkości główki od szpilki. Projektowanie dla dzieci to plac zabaw dla grafika. Czytaj: dla mnie! I właśnie przygotowujemy się do druku naszego prawie pięćdziesięciostronicowego katalogu z najpiękniejszymi "podpowiedziami", jak kolorowo urządzić pokój dziecka.
Do tego chyba wreszcie w tym roku zrealizuję plan sprzed trzech lat, czyli założę swoją stronę internetową z projetkami, które do tej pory realizowałam. Jest tego tak dużo, że po kilku wybuchach komputerów, na których pracowałam, mam nadzieję, że zbiorę chociaż połowę, aby zaprezentować światu, nad czym spędziłam kilka ładnych dni/tygodni/miesięcy/lat swojego życia. A piszę o tym dlatego, że właśnie od kiedy pojawił się pomysł na własne portfolio online, mam wykupioną domenę ilovemyjob.pl . A stąd już tylko jeden krok do LOVE2WORK, czyli naszych dzisiejszych bohaterek.
No i na koniec 2015 to powstanie nowego sklepu internetowego, zawężającego się asortymentem do jednej z popularnych grup produktów dekornikowych. Zawiłe? Chwilowo niestety musi tak pozostać :)

O projektach graficznych dla naszej ukochanej firmy Bell, z którą współpracujemy do kilku ładnych lat nie będę pisać. O biurach, dla których należy oddać projekty jeszcze przed wylotem - też nie. O podsumowaniu roku księgowego też nie będę skrobać. Napiszę za to jutro o tym, jak w weekend zawieźliśmy do schroniska pod Warszawą ponad 100 kg karmy i tony kocy, poduszek i kołder (nie zmieściły się do samochodu). Cudowna akcja z sąsiadującym z nami klubem muzycznym i pozytywny sygnał, że młodym ludziom chce się pomagać. Zresztą myślę, że wczorajszy finał WOŚP też tego dowodzi.
Napiszę jeszcze tylko, że telefon Maćka zwariował i codziennie wysyła mu powiadomienia, co nowego w życiu Kim Kardashian. Dobrze, że wyjeżdżamy... Bez telefonu...

Wróćmy więc do Emilki i Moniki, bo tak nazywają się dwie siostry i pomysłodawczynie bloga. Zajmują się PRem, marketingiem, grafiką. Monika jest także autorką popularnego bloga Tekstualna. 
Trafiłam na ich stronę przypadkiem ( w które to przypadki wierzę) i była to miłość od pierwszego wejrzenia. Dwie pozytywnie zakręcone niewiasty, ale z głowami na karkach. Nie ma u nich motylków, falbanek, poezji. Jest za to energia, dobre nastawienie, trochę realizmu. Starają się przekonać czytelników, że bycie tzw. frilanserem (praca na własny rachunek) to poważna decyzja, ale nierzadko z dobrym efektem. "Od kilku lat stawiamy na siebie. Nikt nam nic nie załatwia, nikt nas po pleckach nie klepie, forów też zbytnich nie mamy, kawy z prezesami nie pijemy, a z panią z urzędu nie jesteśmy na ty. Po studiach mogłyśmy albo ssać kciuki w kącie i gorzko zapłakać nad swoim marnym losem czynnego uczestnika wyżu demograficznego, albo wykorzystać to, co robimy najlepiej i iść dalej." Czy może być lepsza wizytówka?

Po takiej lekturze napisałam do dziewcząt list "wspierający". Że są super. I że chętnie z nimi porozmawiam na swojego bloga. Odpisały od razu, jednak z publikacją tego posta czekałam chwilę. A to dlatego, że chciałam sprawdzić. Jak się rozwijają, czy są konsekwentne, czy posty będą pojawiać się regularnie, a ich treść nie będzie zawężać się do kilku linijek i sześciu zdjęć z filtrem a la Instagram. Treść nie zawęża się, a i przedziały czasowe pomiędzy postami nie wydłużają się w nieskończoność. Liczba fanów na Facebooku rośnie powoli, regularnie (czyt.: nie są to fani kupieni). Fajny projekt.




Co skłoniło Was do założenia bloga?
Kiedyś pomyślałyśmy o tym, co mogłybyśmy robić razem. Lubimy konkrety, więc blog ma określoną tematykę, szybko powstała nazwa, logo, cała strona. Lubimy realizować plany, więc Love 2 Work to konsekwencja tego, że powiedziało się A.
Blog działa stosunkowo krótko, bo od czerwca. Piszemy wtedy, gdy mamy pomysł na post, a że jesteśmy we dwie, pomysłów jest dwa razy więcej. Czasem udaje nam się publikować codziennie, ale nie mamy ciśnienia. Blog to przyjemność, brak weny nas nie stresuje

A co Was motywuje, oprócz siebie nawzajem?
Wszystko. Motywuje nas wizja tego bloga. To, że gromadzimy na nim swoją wiedzę. Blog nabrał już kolorów, to tez nas motywuje, ciężko odpuścić sobie coś, do czego włożyło się tyle serca i energii.

Jaki był największy do tej pory sukces Love 2 Work? 
Mimo tego, że blog miał tylko 4 miesiące, dostałyśmy się na Blog Forum Gdańsk, a to znaczy, że zostałyśmy docenione. Lubimy też chwalić się nasza akcja JESTEM NAJLEPSZA, która bardzo się rozwinęła i zebrała 200 osobową społeczność. (Jestem Najlepsza to akcja na Facebooku. Wystarczy wysłać do dziewcząt swoje zdjęcie i napisać w jednym zdaniu w czym czujemy się mocni. Takie motywacyjne zbitki zamieszczane są na profilu dziewcząt - przypis Kasi z Dekornika)

I konkretnie: co jest w tym najprzyjemniejsze, a co przysparza Ci najwięcej problemów? 
Najwięcej problemów jest oczywiście z czasem oraz z tym, że mieszkamy w innych miastach i nie mamy kiedy sobie wspólnego zdjęcia zrobić  Najprzyjemniejsze są mejle i komentarze, że komuś post pomógł, że dałyśmy komuś wskazówkę, że ktoś w siebie uwierzył. To daje moc!

BHP, czyli Blogowa Historia Posągowa. Najbardziej zabawna/spektakularna/dziwna rzecz, jaka przytrafiła się od zarania pisania?
Zostałyśmy blogową inspiracją i bliźniaczki Paulina i Martyna Kwiatkowskie z Sister92 też założyły wspólnego bloga

Jak mają się Social Media do Waszego bloga? Co wam pomaga, jakie platformy? czy macie na SM strategię?
Najbardziej czujemy Facebooka. Wprawdzie mamy tez kontro na Instagramie i Twitterze, ale to FB jest z nami cały czas

Podejrzewam, że blog nie jest waszym głównym źródłem dochodów. Nie wiem, czy w tej fazie macie z niego jakieś dochody. Jeśli nie, napiszcie proszę, z czego na co dzień się utrzymujecie.
Blog nie zarabia, a my nie piszemy go na siłę. Co ma być, to będzie.
Emilka to grafik, architekt krajobrazu, dekorator, organizator eventów – freelancer. Monika pracuje w agencji reklamowej w Gdańsku, pisze blogi, współtworzy magazyn internetowy dla mam Mammazine i jest inicjatorką Trójmiejskich Blogów, czyli inicjatywy zrzeszającej blogerów.

Czy blog pomaga wam w zdobyciu zleceń? Czy jest taką platformą komunikacyjną, czy jest jedynie hobby i dodatkiem?
Na pewno jest naszą wizytówką i na pewno wzbudza zainteresowania. Na razie nie przekłada się to na współpracę, ale wszystko przed nami. Przede wszystkim jest zbiorem tego, czego my się w życiu trzymamy, jest platformą komunikacji z innymi freelanerami. I jest hobby, oczywiście.
Jeśli miałybyśmy kiedyś zarabiać na blogu to musiałoby się to wiązać z prowadzeniem warsztatów, publikowaniem książek, e-booków – to tak, zdecydowanie chcemy zarabiać na blogu

Jak wygląda wasz dzień? Tak łopatologicznie. Ile pracy, ile przyjemności? Jakie godziny to czas poświęcony blogowi?
Dużo, dużo, dużo pracy, a po pracy też praca. Ale w tym także blogowanie, bo w terminie ,,praca’’ zawiera się po prostu to, że mamy jakieś zadanie do wykonania, czy to sesja, czy to post, czy to jakieś grafiki, artykuły.

Nie wierzę także, że nie macie chwil zwątpienia, mimo, że z bloga kipi pozytywna energia. Napiszcie proszę o ludzkiej stronie tego zajęcia... :)
To jest ludzka strona freelancu, każdy wybiera, jakie ma nastawienie. Wiadomo, są wkurzający klienci, przelewy, na które się czeka tygodniami, zmęczenie, niskie ciśnienie, kawa się skończyła i Internet nie działa, ale to tylko przejściowe problemy, nie zmieniające naszego nastawienia do pracy.

Na waszym blogu jest sporo waszych zdjęć, także tych z wakacji, z rodziną. Czy to zamierzony efekt?
Blog to my. Jesteśmy rodziną i pokazujemy siebie, naszą relację. To nasze życie, zobaczcie, że freelancer ma czas na urlop, lubi spędzać czas z rodzina, ma dziecko, dużo zajęć i jest człowiekiem. Ale posty ,,rodzinne’’ są traktowane jak reklama w przerwie filmu, bo największa popularnością cieszą się posty z konkretnymi radami, inspirujące, motywujące, na przykładach.

Jesteście konkretne, piszecie o planach i - co chyba ważniejsze - o celach. Jakie macie zatem plany i cele na 2015 rok ad. bloga? Tak konkretnie :)
Stworzyć autorskie warsztaty dla freelancerów, rozwinąć bloga, by wyróżniał się wśród innych podobnych, by miał dobrą jakość. Chcemy wytrwać w pisaniu, przede wszystkim



Trzymam za was kciuki, dziewczyny. Bardzo mocno!

Aby przenieść się na bloga LOVE 2 WORK, wystarczy kliknąć na obrazek lub link poniżej:


środa, 15 października 2014

Cztery kąty i sikorki, czyli dwa zupełnie różne tematy w jednym wpisie

Uwielbiamy pojawiać się w prasie. I przez zaimek "my" nie mam na myśli siebie, ale Dekornika jako brandu, jako firmy, którą prasa wnętrzarska traktuje jako godną zaufania. Na tyle godną, że można nas pokazać w roli doradców i ekspertów. Po pierwsze dlatego, że m.in. po to zakłada się firmę, żeby być postrzeganym jako profesjonalista. Na początku nikt nim nie jest, bo nawet jeśli znamy się na tym, co robimy, nie znamy się na prowadzeniu firmy. A jeśli jesteśmy biznesowym weteranem, z nową firmą najczęściej wypływamy na nieznane wody, wchodzimy w obce środowisko. I dopiero po kilku latach (nie miesiącach) możemy powiedzieć, że znamy zarówno jedną jak i drugą stronę tej aktywności. I takie eksperckie pojawianie się w poczytnych magazynach jest dowodem, że robimy fajną robotę. Po drugie, takie publikacje to uwiarygodnienie nas jako Dekornika w oczach klientów. I to jest nie do przecenienia. Nie muszę chyba tłumaczyć, dlaczego :)
I w tym miesiącu, oprócz Olivii, pojawiliśmy się w Czterech Kątach jako Ci, którzy wiedzą, co to są okleiny na meble. Znamy je, potrafimy zamontować, i - co ważniejsze dla artykułu - potrafimy wyjaśnić, jak je zamontować. Duża publikacja!
Jeszcze tylko wspomnę, jaka to frajda, kiedy rano wyskakuję po owoce na śniadanie i w sklepie najpierw zatrzymuję się przy regale z gazetami i przeglądam je szybciutko. Jeśli znajduję naszą publikację w jednym z tytułów, od razu na twarzy rysuje się uśmiech. I tak kupuję już owoce ciesząc się do nich, ciesząc się do koszyka, ciesząc się do pani przy kasie. Jestem pewna, że niedługo zapytają się mnie, jakie leki przyjmuję...





Jeszcze chwila z prywatą. Na drzewach za naszym balkonem zaroiło się od sikorek. W niektóre poranki gałęzie aż uginają się pod ciężarem tych żółtych ptaków. Wszyscy wiemy, że sikorka to stworzenie niewielkie, więc tym bardziej można sobie wyobrazić, ile musi ich być, aby obciążyć gałąź leciwego drzewa. W weekend buszowałam po internecie  w poszukiwaniu wskazówek, czym karmić te stworzonka, jeśli nie chcę wywieszać słoniny (Dom wegetarian. Oprócz kotów.) Otrzymałam odpowiedź, że najlepsze są tłuste ziarna, takie jak słonecznik, dynia, sezam. Więc sypię. Słonecznik znika od razu, sezam w drugiej kolejności, dynia ma chyba zbyt duży rozmiar i trzeba ją będzie połamać. A sikorki śliczne.
Ale oprócz sikorek mam nową znajomą. Wronę. Przylatuje co rano, siada na poręczy, nie wyjada sikorkom jedzenia. Tylko siedzi i patrzy przez chwilę, co dzieje się w środku. Dziś przyleciała z kawałkiem chleba w dziobie. Serce mówi mi, że to prezent dla mnie, ale rozum podpowiada, że to sugestia, co mam położyć następnym razem na poręczy. Faktycznie, chleba nie zostawiła. Więc jednak sugestia. Położę ten chleb, niech zje.
Przeczytałam też na Wikipedii, że wrony polują na małe ptaki. Mam nadzieję,  że nie na sikorki. W ogóle z Wikipedii wynika, że wrona to paskudne zwierzę, które żeruje, zabiera innym i pastwi się. Muszę przemyśleć tę znajomość. Tylko najpierw skoczę po chleb.





I jeszcze dodam na koniec, że się buntuję. Nie potrafię wstawać o mojej normalnej godzinie, czyli o szóstej rano. Budzę się, patrzę za okno, widzę ciemność i kładę się z powrotem, myśląc, że zwariowałam (ja i budzik), bo nie może być później niż trzecia w nocy. I tak od tygodnia przesypiam moje poranne ulubione godziny.

wtorek, 10 grudnia 2013

Dzień spod znaku psa, czy co słońce robi ze zwierzakami

Coś wczoraj było w powietrzu. A dokładnie na niebie, bo choć zimno straszliwie, to słońce dumnie wyszło zza chmurnej kurtyny. I obudziło bestie.W psach. 

Wpadła do nas do pracowni, około pierwszej, taka oto sztuka.

Kiedy zaczęłam krzyczeć, że mamy psa w pracowni, nikt nie chciał uwierzyć. Okazjonalnie wpadają do nas zaprzyjaźnione czworonogi (pokażę na blogu), ale najczęściej są spore, sięgające ponad kolano, i poprzedzone wejściem właściciela (choć preferuję sformułowanie "wujka").
A tu takie małe, nakrapiane wtargnęło z nosem większym niż choinkowa bombka. I bardziej aktywnym, bo czarna kula na końcu pyska wywąchała chyba wszystkie zapachy z naszej pracowni. Jak w takim niewielkim psim ciele tyle zapachów się pomieściło...



Wszystko było dość zabawne, ale sytuacja zaczęła się przedłużać. Po trzydziestu minutach dzwonienia pod numer przywieszony u szyi czworonoga - dzwonienia bez odpowiedzi, dodam - pies zaczął się niecierpliwić...

Wypuszczenie go z powrotem na ulicę nie było opcją godną uwagi. Więc dzwoniliśmy dalej.
Na szczęście po godzinie, telefon został odebrany i BEBA (bo tak nazywało się nakrapiane stworzenie) wróciła do domu. Trzy piętra nad naszą pracownią. 

A co ciekawe, dwie godziny później, wpadł do nas chłopak, też z naszego budynku, z okrzykiem, czy nie widzieliśmy jego psa, bo nie może go znaleźć. Pół godziny później widzieliśmy, jak bawi się z nim na parkingu, więc druga akcja także skończyła się happy endem.

Ale coś wczoraj było w powietrzu...
Lubię takie "niespokojne" dni...

czwartek, 6 grudnia 2012

My (Dekornik) w morskiej zieleni (Green Canoe)

Podejrzewam, że magazynu Green Canoe przedstawiać Państwu nie trzeba. Sam blog mygreencanoe.blogspot.com ma ponad 2000 osób obserwujących i tysiące wyświetleń dziennie. Forma  zbiorczo-magazynowa, dostępna na platformie issue.com miała już 55.000 "przejrzeń". Jestem pod wrażeniem!
Ostatnio o GC opowiadała mi także mama Maćka, która sama jest w trakcie finalnego urządzania nowego domu. Pytała, czy wiem gdzie dostać formę papierową kwartalnika (nazwa umowna). Takowa co prawda nie istnieje, ale przekazałam pytanie Asi, pomysłodawczyni i sprawczyni GC. A ta odpowiedziała: "Nawet nie wiesz, ile osób mnie o to podpytuje." Asiu, może czas poważnie nad tym pomyśleć. Ja pomogę :)

A to już my - i nie tylko - w najnowszym wydaniu.
Magazyn Green Canoe można także zobaczyć w całości, klikając na ikonkę okładki po prawej stronie bloga.












A dla wszystkich, których powyższe obrazki nie przekonały, zamieszczam zdjęcie poniżej. Temu nie można się oprzeć:

niedziela, 18 listopada 2012

Stół do pracowni i folia szroniona - instruktarz

Stół w pracowni zawsze mieliśmy ogromy, bo i taki być musi. Ponad 2 metry długości i 1.2 mera szerokości. Najpierw był klasyczny blat biurowy, który całkiem szybko uległ kompletnej deformacji ze względu na częste jeżdżenie po nim nożykami do papieru (naklejek). Zamieniliśmy go więc w tym roku na szybę. Szyba ma ok. 2 centymetry grubości i kolor lekko zielonkawy. Przed pojawieniem się u nas służyla jako frontalna osłona gigantycznego akwarium. Dostaliśmy ją za to jako gratis do zakupionej maszyny (czyt. likwidacja drukarni).
Powierzchnia stołu to jedno, ale to co pod stołem to drugie. Kompletna deformacja wierzchniej warstwy była niczym w porównaniu z totalną degrengoladą estetyczną dziejącej się tuż pod nią. Folie, płytki ceramiczne, ulotki, farby do napisów 3D, niepotrzebne papiery oraz folia stretch - oto, co znajdowało się pod stołem. Dodam, przezroczystym.

Postanowiliśmy położyć kres nieporządkom w naszej części pracowniczej i Maciek wymyślił, że panowie majstrowie złożą nam szafkę. Szafka będzie na sprzęty i na kółkach. Na kółkach, ponieważ szyba akwaryjna waży powyżej 100kg, szafka z płyty wiórowej OSB drugie tyle, więc ewentualne późniejsze przesunięcie stołu będzie granczyło z cudem. Koła sprowadzą to do poziomu realnego.


Najpierw koszt:
1 płyta wiórowa - ok. 43,99 zł ---> zostało użytych 5 sztuk. ---> 220 zł
1 szyba akwaryjna - gratis!
folia szroniona - dekornik.pl 
kółka niezabokowane (potrafiące poruszać się w czterech, nie dwóch kierunkach) - ok. 40 zł ---> zostało użytych 5 sztuk ---> ok. 200 zł.
Całość: 440 zł.

A teraz, znając i akceptując koszt, przechodzimy do realizacji projektu. 
Montaż kółek oraz skracanie stołu (wyszedł majstrom o 20cm za długi, o czym będę miała rozmowę we wtorek) zademonstrują Państwu Piotrek i Artur.
Przy poniższym pokazie slajdów sugeruję także w nowym oknie przeglądarki włączyć muzykę z kreskówki"Sąsiedzi".

Piąte koło u stołu:

I testowanie wytrzymałości konstrukcji (stąd też piąte koło na środku):

I piękne wykończenie, czy jak zamontować folię szronioną na powierzchni szklanej, poziomej (!). Folia by Dekornik.pl. Instruktarz by Maciek & Piotrek.

1. Dokładnie czyścimy powierzchnię, na której montowana będzie folia.

2. Obficie spryskujemy powierzchnię płynem do naklejania lub wodą z Ludwikiem.

3. Odklejamy folię szronioną od papieru.

4. Przykładamy folię (już bez papieru) do mokrej powierzchni. Możemy ją teraz dokładnie dopasować do kształtu, który chcemy wykleić.

5. Zwiniętą szmatką, ręcznikiem lub profesjonalną szapchelką usuwamy nadmiar wody spod folii. Od środka ku brzegom.



5. Nożykiem do papieru docinamy brzegi folii.

I zostawiamy na 24 godziny do wyschnięcia. Dziś dopiero mogę zrobić zdjęcia efektu finalnego.

PS Odbierając zamówienie u nas w pracowni proszę się nie zadziwić, jeśli wyda je Państwu ordynator, Piotrek naprawdę zawsze pracuje w tym fartuchu.

czwartek, 5 lipca 2012

Wreszcie szafka pod TV

Biała dżdżownica zadomowiła się w naszym salonie. Długo zbieraliśmy się do jej udomowienia, ale stało się.
W naszym mieszkaniu, mimo cyklicznego dokładania kolejnych szaf, szafeczek i szuflad wciąż brakuje miejsca na tzw. storage, czyli po prostu miejsca, gdzie można wrzucać wszystko od zgrzewek wody mineralnej po zimowe płaszcze. Biała dżdżownica ma taką funkcję spełniać, ma pochłaniać wszystko, co jest na tyle potrzebne, że nie można ukryć tego w piwnicy. Zresztą, co ja piszę, do naszej piwnicy nie wejdzie już nawet mały kwiatek, a co dopiero wielki kożuch.
A oto, dlaczego tak się stało:
Rozbiliśmy trójcę w postaci fotela, blaszanej szafki pod Tv i białej komody IKEA. komoda wylądowała w sypialni (baaardzo przydatna 2), szafka pod TV w pracowni (baaardzo przydatna 2), a fotel, ze względu na swoją funkcję ozdobną i kompletne zdewastowanie przez kocie pazury, wstawiliśmy z wielkim żalem do piwnicy ("przedasie"). Obraz dewastacji przedstawiam poniżej. Uprzedzę też pytanie o obcinanie pazurów i odpowiem: tak, obcinamy rudasom pazurki.


Wybrany mebel to zestaw BESTA. 
 
Zestawów Besta nie ma co dokładnie opisywać. Wystarczy wymiar ściana i wybrana wysokość: 38 czy 64 cm. Potem osługuje nas już miła Pani i mówi, jakie są możliwości zabudowy i obudowy. Można mieć dzwiczki, szufladki, fronty lakierowane, matowe, szklane. Ach, i czy otwieramy i zamykamy wszystko klasycznie, czy przez system refleksyjny.
Nasz zestaw składa się z pięciu części:
1. Szafka pusta - na zgrzewki wody etc. 
2. Szafka z półkami - butki najczęściej noszone w danym sezonie
3. Szuflady + jedna półka - konsola do gry, odtwarzacze, etc.
4 i 5. Szafki z półkami - kabelki Maćka.

Całość wyniosła nas ok. 1150 zł, a skręcanie giganta zajęło ok. 3 godzin (Maciek, Piotrek i wkrętarka). 











I na koniec KOC, czyli jak przedstawiali klasyczy obrego humoru; KOMICZNY ODCINEK CYKLICZNY. Czy Piotrek nie przypomina Państwu bohatera Włoch?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...