Typowo estetyczne. Nawet pierwsza propozycja, szczególnie, kiedy ma się ciekawskie koty.
1. Szafka na buty, pod łóżkiem:
2. Ławeczka. Kompletnie nam nieprzydatna, ale cudna:
Zdjęcia pochodzą z bloga decorology.com oraz ze sklepu Baked/Roast.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zakupy przez internet. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zakupy przez internet. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 3 sierpnia 2015
czwartek, 30 lipca 2015
Najpiękniejszy dom na świecie, czyli coś, co może się nie spodobać
Taki dom to moje marzenie. To przystań amerykańskiego projektanta (bardzo trendy!) Johnatana Adlera. Adlera znam z blogów, które śledzę, chociażby Made by Girl, jest tam wspominany dość często, a jego prace warto mieć (jeśli jest się amerykańskim blogerem lifestyle'owym :)
Adler znalazł swoją przystań na wyspie Shelter (w tłumaczeniu "schronienie"), niedaleko Nowego Jorku.
Dla mnie ten dom to zagadka. A raczej zgadywanka. Co pochodzi skąd, czyjego jest projektu i w jakich latach został stworzony. Fantastyczne połączenie klasyki designu z orientalnymi suwenirami z Kamerunu czy Maroka. Wszystko to w aurze koloru i zabawy. Zbyt wyraziste wzory i obrazoburcze obrazy :) Fantastyczna odwaga i pomimo natłoku elemntów, świetny dobór.
Co podoba mi się najbardziej:
- bezkonkurencyjne są ściany z kafelków. Marzenie nad marzeniami.
- barek z muralem w żurawie (chyba)
- pies z kapeluszami, rzeźba, która dopełnia wszystkiego. Snobizm z przymrużonym okiem. Teoretycznie niemożliwe, a tu proszę, jak się pięknie sprawdziło.
Co mi się nie podoba:
- drewniany sufit. Sprawia, że pomieszczenie jest ciemne. Wolę jednak światło, choć pewnie panowie mają go na Shelter aż w nadmiarze.
Poprosiliśmy także Kasię Antończyk ze znanego już pewnie wszystkim bloga ARCHITEKT NA SZPILKACH o to, aby wzięła udział w naszej zabawie, czyli poszukała w domu Adlera klasyków. Pierwszą rzecz, jaką napisała do nas w mailu to "Znam ten dom Adlera, jest przecudowny."
A potem już nastąpiła lista produktów z plakietką Classic.
Czy ktoś z czytających znalazł jeszcze coś ekstra?
PS O samym Adlerze nie piszę, ponieważ poświęcę mu oddzielny wpis. Warto.
PS2 Zdjęcia pochodzą z magazynu "czas na Wnętrze" - numer najnowszy, w kioskach :)
Adler znalazł swoją przystań na wyspie Shelter (w tłumaczeniu "schronienie"), niedaleko Nowego Jorku.
Dla mnie ten dom to zagadka. A raczej zgadywanka. Co pochodzi skąd, czyjego jest projektu i w jakich latach został stworzony. Fantastyczne połączenie klasyki designu z orientalnymi suwenirami z Kamerunu czy Maroka. Wszystko to w aurze koloru i zabawy. Zbyt wyraziste wzory i obrazoburcze obrazy :) Fantastyczna odwaga i pomimo natłoku elemntów, świetny dobór.
Co podoba mi się najbardziej:
- bezkonkurencyjne są ściany z kafelków. Marzenie nad marzeniami.
- barek z muralem w żurawie (chyba)
- pies z kapeluszami, rzeźba, która dopełnia wszystkiego. Snobizm z przymrużonym okiem. Teoretycznie niemożliwe, a tu proszę, jak się pięknie sprawdziło.
Co mi się nie podoba:
- drewniany sufit. Sprawia, że pomieszczenie jest ciemne. Wolę jednak światło, choć pewnie panowie mają go na Shelter aż w nadmiarze.
Poprosiliśmy także Kasię Antończyk ze znanego już pewnie wszystkim bloga ARCHITEKT NA SZPILKACH o to, aby wzięła udział w naszej zabawie, czyli poszukała w domu Adlera klasyków. Pierwszą rzecz, jaką napisała do nas w mailu to "Znam ten dom Adlera, jest przecudowny."
A potem już nastąpiła lista produktów z plakietką Classic.
Czy ktoś z czytających znalazł jeszcze coś ekstra?
PS O samym Adlerze nie piszę, ponieważ poświęcę mu oddzielny wpis. Warto.
PS2 Zdjęcia pochodzą z magazynu "czas na Wnętrze" - numer najnowszy, w kioskach :)
środa, 24 czerwca 2015
Najpiękniejsze płytki, jakie zobaczysz, czyli wiedzieć za co płacić
Przeglądając czerwcowy Czas na Wnętrze zobaczyłam płytki Somertile. Zbadałam sklep internetowy, w którym są dostępne i buszowałam pośród tej mnogości wzorów chyba godzinę. Buszowałam teoretycznie, bo nasza łazienka już dawno skończona. Buszowałam także z pewnym żalem, bo kiedy ją remontowaliśmy nie byłam świadoma, że taka marka istnieje. W sklepach - jak pisałam - nie było takich płytek. Nie na ekspozycji, może gdzie pochowane. Kilka lat temu zapytania o warszawskie gorseciki albo przedwojenną mozaikę budziły śmiech albo zdziwienie. Dużo się zmieniło, mimo, że nie zmieniły się czasy. Teraz warszawskie gorseciki są poszukiwane i gdzie jeszcze pozostały - odsłaniane.
Płytki Somertile nie są tanie. Są piękne. I gdybym była świadoma ich istnienia te kilka lat temu, kto wie, może znalazłyby miejsce w naszej łazience. Zamiast szachownicy. Skoro ta łazienka taka niewielka...
Wszystkie wory płytek można obejrzeć tutaj:
środa, 13 maja 2015
Zdrapać cały świat, czyli genialna mapa na prezent!
Od kiedy z naszymi podróżami wypuszczamy się dalej niż Europa, zachwyciła mnie ta mapa. Świetny pomysł - mapa zdrapka. W zależności, jakie mamy nastawienie może to być prezent frustrujący lub motywujący :)
Więcej z tego wpisu na naszej nowej odsłonie Dekornikowego Bloga. Za-pra-sza-my!
KLIKNIJ NA OBRAZEK PONIŻEJ:
KLIKNIJ NA OBRAZEK PONIŻEJ:
środa, 6 maja 2015
Time to watch something, czyli video dla kobiet myślących (o biznesie)
Dziś kompletnie z innej beczki. Dziś typowo kobiecy wpis i typowo biznesowy wpis.
Oglądałam wywiad, który prezentuję poniżej już około dziesięciu razy. Włączam go mniej więcej raz na tydzień, raz na dwa tygodnie. Jest to rozmowa Izabeli Makosz, założycielki warszawskich salonów Time for Wax i kanału dla kobiet w biznesie Time for Business z właścicielką marki Motherhood, Justyną Garstecką. Panie rozmawiają o wszystkim - o porażkach, o tym, jak przeinwestować i jak tego nie robić, jak można się pomylić i jak pomyłkę wyprostować, jak dalekie są często wyobrażenia od biznesowej rzeczywistości i jak uniknąć tej rujnującej przepaści. Szczerość pani Justyny mnie powaliła. Nie widziałam/słuchałam jeszcze tak rzeczowego wywiadu, tak prostego, bezpośredniego i skromnego. Bo rozmowa jest o wszystkim: o marżach, promocji, biznesplanie, podatkach. Wszystko podane w sposób najprostszy z możliwych, bez owijania w bawełnę i propogandy sukcesu.
A sukces na koncie pani Justyny jest ogromny, bo jej produkty dla mam i dzieci są na półkach w Smyku i Toys R Us, a sama Garstecka jest laureatką konkursu Bizneswoman Roku, organizowanego przez portal Sukces Pisany Szminką.
Ten wywiad to tzw. must have albo must watch dla każdej z Pań, która chce założyć swoją firmę lub ma już jedną, ale w stanie embrionalnym :) PO-LE-CAM nawet chyba bardziej niż wietnamską kawę przed śniadaniem.
Oglądałam wywiad, który prezentuję poniżej już około dziesięciu razy. Włączam go mniej więcej raz na tydzień, raz na dwa tygodnie. Jest to rozmowa Izabeli Makosz, założycielki warszawskich salonów Time for Wax i kanału dla kobiet w biznesie Time for Business z właścicielką marki Motherhood, Justyną Garstecką. Panie rozmawiają o wszystkim - o porażkach, o tym, jak przeinwestować i jak tego nie robić, jak można się pomylić i jak pomyłkę wyprostować, jak dalekie są często wyobrażenia od biznesowej rzeczywistości i jak uniknąć tej rujnującej przepaści. Szczerość pani Justyny mnie powaliła. Nie widziałam/słuchałam jeszcze tak rzeczowego wywiadu, tak prostego, bezpośredniego i skromnego. Bo rozmowa jest o wszystkim: o marżach, promocji, biznesplanie, podatkach. Wszystko podane w sposób najprostszy z możliwych, bez owijania w bawełnę i propogandy sukcesu.
A sukces na koncie pani Justyny jest ogromny, bo jej produkty dla mam i dzieci są na półkach w Smyku i Toys R Us, a sama Garstecka jest laureatką konkursu Bizneswoman Roku, organizowanego przez portal Sukces Pisany Szminką.
Ten wywiad to tzw. must have albo must watch dla każdej z Pań, która chce założyć swoją firmę lub ma już jedną, ale w stanie embrionalnym :) PO-LE-CAM nawet chyba bardziej niż wietnamską kawę przed śniadaniem.
Uwaga, od kilku dni działa też nowa odsłona bloga pod adresem blog.dekornik.pl, na który przeserdecznie zapraszamy. Blog będzie prowadzony przez jakiś czas pod dwoma adresami tak, abyśmy spokojnie przyzwyczaili się do nowej wersji. Zachęcam jednak do zajrzenia pod wskazany adres, wystarczy kliknąć na zdjęcie poniżej:
sobota, 7 marca 2015
La Marelle, czyli piękne 10 lat historii
La Marelle to francuska marka, o której już kilka razy wspominałam na blogu, m.in. tutaj. Założona w 2004 roku przez parę Pascale Nivet i Fabrice'a Bernetiere przez 10 ostatnich sprzedawala swoje bajkowe rzeczy w ponad 2000 butików (w tym online) na całym świecie. Zatrudniali 20 osób, a ponad 40% wytworzonych rzeczy eksportowali poza granicę państwa nad Sekwaną. Kilka lat temu otworzyli w Singapurze swój butik, połaczony z kawiarnia (franczyza). Co roku wystawiali się na największych targach wnętrzarskich Maison&Objet i co roku obserwowałam, jak wygląda ich stoisko. Bo i co roku było powalające.
Ostatnio na ich stronie pojawiła się jednak enigmatyczna notka o tym, że wszystko się kończy i zmienia, a życie to bajka. czy to oznacza koniec La Marelle?
Póki co, prezentuję to, co boskie, czyli dom rysowniczki Pascale Nivet, odpowiedzialnej za większość wzorów La Marelle, a na pewno te pierwsze, które przyczyniły się do popularności marki.
Pierwsze zdjęcie przedstawia ekspozycję firmy na targach M&O w Paryżu. Ich "boxy" rokrocznie były uznawane za najwspanialsze przez czołowych blogerów designu. Zdjęcia rózwo-granatowe to ich kawiarnia w Singapurze. A potem już tylko eden Pascale we francuskim Rennes.
Ostatnio na ich stronie pojawiła się jednak enigmatyczna notka o tym, że wszystko się kończy i zmienia, a życie to bajka. czy to oznacza koniec La Marelle?
Póki co, prezentuję to, co boskie, czyli dom rysowniczki Pascale Nivet, odpowiedzialnej za większość wzorów La Marelle, a na pewno te pierwsze, które przyczyniły się do popularności marki.
Pierwsze zdjęcie przedstawia ekspozycję firmy na targach M&O w Paryżu. Ich "boxy" rokrocznie były uznawane za najwspanialsze przez czołowych blogerów designu. Zdjęcia rózwo-granatowe to ich kawiarnia w Singapurze. A potem już tylko eden Pascale we francuskim Rennes.
wtorek, 30 grudnia 2014
Ostatnie zauroczenie tego roku, czyli - po prostu - kanapa
Kanapa w naszym mieszkaniu to mój kompleks. Mogę na niej siedzieć, mogę leżeć, nie do końca jednak mogę na nią patrzeć. I dwie wspomniane pozycje nie nakazują mi tego robić.
Nasza domowa kanapa pochodzi z IKEI i miała być rozwiązaniem tymczasowym. Tymczasowe rozwiązania mają to do siebie, że zagnieżdżają się jednak na nieco dłuższy okres niż "te kilka chwil". I tak nasz brązowy prostopadłościan jest z nami już około dwóch lat i wciąż, kiedy wchodzę do salonu, przymykam oczy, aby widzieć go za mgłą. A potem już tylko siadam.
Poszukiwania kanapy to jednak niełatwa sztuka. Może jeśli ktoś jest dekoratorem wnętrz i ma znajomości, zaprzyjaźnione sklepy, fachowych twórców. Jednak dla laika w branży meblarskiej jest to prawdziwa przeprawa przez pustynię, w poszukiwaniu oazy. Czyli idziemy przez wielkie nic i od czasu do czasu wydaje nam się, że trafiliśmy na coś wyjątkowego. A potem okazuje się, że rozmiar nie ten, że cena nie ta, że skóra prawdziwa...
Nasze poszukiwana dokumentowałam:
http://dekornik.blogspot.com/2012/09/szukamy-kanapy.html
http://dekornik.blogspot.com/2012/09/kanapy-brak-perspektyw-brak.html
http://dekornik.blogspot.com/2012/10/fantastyczna-kanapa-narozna.html
http://dekornik.blogspot.com/2013/04/kanapka-czyli-bardzo-smaczny-design.html
Z firmą Pan Popi zapoznała prawie trzy lata temu koleżanka o imieniu Agnieszka. Wtedy właśnie miała nastąpić zamiana kanapy i wtedy rozpoczęły się moje gorączkowe poszukiwania mebla. Pan Popi był nowością na rynku, głównie warszawsko-praskim. Pomimo zdobytych już wtedy nagród m.in. od miesięcznika Machina i od Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, niewiele osób wiedziało o firmie z małpką w logu. I dziś firma z małpką w logu też kojarzy się głównie z lokalami spożywczymi w każdym większym mieście... A szkoda. Bo Pan Popi to dobry design. Ładny design i dopracowany design. Ich sofa PEPO, która mają w ofercie od samego początku (była jednym z pierwszych trzech produktów, z którym wystartowali na rynek) to dla mnie rzecz fantastyczna. Prezentujemy ją na zdjęciach poniżej. Dla nas PEPO jest troszkę za duża i za "kolorowa", bo nasz cały salon wygląda jak pepitka. Dlatego Pan Popi pozostaje w sferze fantazji.
Co ciekawe, rozpiętość cenowa tej kanapy na przestrzeni lat kształtowała się od 7500 zł do 3999 zł. Teraz mebel ten kosztuje 4750 zł, więc i tak bliżej dolnej granicy.
Pana Popiego cenię za detal. A dokładnie za nóżki. Sam założyciel firmy Maciej Kukurba mówi, że "nóżki to w większości mebli zaniedbany element. Czasami nawet ich nie ma." A kanapa z ładnymi nóżkami staje się o tyle lżejsza, ładniejsza, dostojniejsza.
Polecam świetny artykuł w magazynie "Pierwszy Milion" z założycielem Pana Popi. Wreszcie kawa na ławę i prawdziwy obraz prowadzenia firmy. Brawo dla prowadzącej i opowiadającego!
http://pierwszymilion.forbes.pl/pan-popi-was-urzadzi,artykuly,182417,1,1.html
Nasza domowa kanapa pochodzi z IKEI i miała być rozwiązaniem tymczasowym. Tymczasowe rozwiązania mają to do siebie, że zagnieżdżają się jednak na nieco dłuższy okres niż "te kilka chwil". I tak nasz brązowy prostopadłościan jest z nami już około dwóch lat i wciąż, kiedy wchodzę do salonu, przymykam oczy, aby widzieć go za mgłą. A potem już tylko siadam.
Poszukiwania kanapy to jednak niełatwa sztuka. Może jeśli ktoś jest dekoratorem wnętrz i ma znajomości, zaprzyjaźnione sklepy, fachowych twórców. Jednak dla laika w branży meblarskiej jest to prawdziwa przeprawa przez pustynię, w poszukiwaniu oazy. Czyli idziemy przez wielkie nic i od czasu do czasu wydaje nam się, że trafiliśmy na coś wyjątkowego. A potem okazuje się, że rozmiar nie ten, że cena nie ta, że skóra prawdziwa...
Nasze poszukiwana dokumentowałam:
http://dekornik.blogspot.com/2012/09/szukamy-kanapy.html
http://dekornik.blogspot.com/2012/09/kanapy-brak-perspektyw-brak.html
http://dekornik.blogspot.com/2012/10/fantastyczna-kanapa-narozna.html
http://dekornik.blogspot.com/2013/04/kanapka-czyli-bardzo-smaczny-design.html
Z firmą Pan Popi zapoznała prawie trzy lata temu koleżanka o imieniu Agnieszka. Wtedy właśnie miała nastąpić zamiana kanapy i wtedy rozpoczęły się moje gorączkowe poszukiwania mebla. Pan Popi był nowością na rynku, głównie warszawsko-praskim. Pomimo zdobytych już wtedy nagród m.in. od miesięcznika Machina i od Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, niewiele osób wiedziało o firmie z małpką w logu. I dziś firma z małpką w logu też kojarzy się głównie z lokalami spożywczymi w każdym większym mieście... A szkoda. Bo Pan Popi to dobry design. Ładny design i dopracowany design. Ich sofa PEPO, która mają w ofercie od samego początku (była jednym z pierwszych trzech produktów, z którym wystartowali na rynek) to dla mnie rzecz fantastyczna. Prezentujemy ją na zdjęciach poniżej. Dla nas PEPO jest troszkę za duża i za "kolorowa", bo nasz cały salon wygląda jak pepitka. Dlatego Pan Popi pozostaje w sferze fantazji.
Co ciekawe, rozpiętość cenowa tej kanapy na przestrzeni lat kształtowała się od 7500 zł do 3999 zł. Teraz mebel ten kosztuje 4750 zł, więc i tak bliżej dolnej granicy.
Pana Popiego cenię za detal. A dokładnie za nóżki. Sam założyciel firmy Maciej Kukurba mówi, że "nóżki to w większości mebli zaniedbany element. Czasami nawet ich nie ma." A kanapa z ładnymi nóżkami staje się o tyle lżejsza, ładniejsza, dostojniejsza.
Polecam świetny artykuł w magazynie "Pierwszy Milion" z założycielem Pana Popi. Wreszcie kawa na ławę i prawdziwy obraz prowadzenia firmy. Brawo dla prowadzącej i opowiadającego!
http://pierwszymilion.forbes.pl/pan-popi-was-urzadzi,artykuly,182417,1,1.html
czwartek, 18 grudnia 2014
Zakupy last minute, czyli podpowiadają nam, gdzie pięknie kupować
W ostatnim wydaniu weekendowej Gazety Wyborczej znalazłam świetny artykuł, w którym wymianine są miejsca, w których można kupić prezenty w pięknym entourage'u. Ja co prawda większość zakupów robię przez internet, ale ładnie urządzony sklep jest dla nie ważnym czynnikiem decyzyjnym. Sklep w realu lub w sieci.
Dlaczego? Ano dlatego, że - i tu wcielimy się w postać przedsiębiorcy - jeśli decydujemy się na tak odważny krok, jak założenie własnego sklepu (nieważne, której formy sklepu) ważne jest to, w jakim klimacie będziemy pracować i w jakim klimacie będziemy przyjmować klientów. Każdy sprzedawca powinien dołożyć starań, aby klient czuł się u niego dobrze. I żeby on sam też lubił chodzić do pracy, czy to miejsce pracy znajduje się na ulicy Pięknej lub Słonecznej, czy jest zaparkowane na ulicy WWW. Ten czynnik bardzo silnie wpływa na jakość sprzedaży i obsługi.
Stąd chyba każdy z nas - teraz już jako klient - lubi sklepy, które są pięknie urządzone. Takie, po których widać, że zrobione są z sercem, a wszystko, co tam widzimy wyraża gust właściciela. Zgadzamy się z estetyką lub nie, ale dostrzegamy charakter miejsca i ludzi tam pracujących.
Jest jednak jeszcze jeden aspekt, którego prowadzący sklep powinien przestrzegać. Oryginalny asortyment. Nie można prowadzić fantastycznie wyglądającego sklepu jedynie z rzeczami, które są dostępne na Allegro. I to połowę taniej. Taka filozofia nie zda w dłuższej perspektywie egzaminu. Widać to najlepiej po księgarniach, których kondycja jest gorsza niż zła. Kupując książkę na Allegro i dopłacając za przesyłkę i tak wydamy mniej niż w stacjonarnej księgarni, gdzie obowiązują oficjalne ceny, zamiast tych internetowo-dumpingowych. Stąd nasze domy książki tak często decydują się na podłączenie kawiarni. Dlatego kawiarnie tak często wydzielają miejsce i ludzi do opieki dla naszych pociech. Dlatego przedszkola tak często podłączają do swojej agendy zajęcia fakultatywne. I świetnie, tędy droga! Każdy z Państwa (ze mną włącznie) chce kupić produkt unikatowy w miejscu, które wywoła przyjazne odczucia. Dobry produkt plus dobra atmosfera to dwa czynniki, które powodują, że wracamy do miejsca, gdzie już byliśmy. Ufamy i kupujemy dalej.
Jeśli nie mamy tej wizji i oryginalnych produktów, pozostaje nam - sprzedawcom - jedynie wojna cenowa.
I poniżej prezentuję kilka zdjęć, pożyczonych z serwisu gazeta.pl. Są to fotki ze sklepów A-tak Design (Łódź), Lulu Living (Kraków), Miejsce Sklep (Kraków) i Reset (Warszawa). Proszę zajrzeć. A jeśli nic nie kupimy, przynajmniej powiedzieć kilka ciepłych słów ludziom z obsługi. Zawsze prawmy komplementy. One naprawdę mogą komuś rozświetlić grudniowy dzień.
Dlaczego? Ano dlatego, że - i tu wcielimy się w postać przedsiębiorcy - jeśli decydujemy się na tak odważny krok, jak założenie własnego sklepu (nieważne, której formy sklepu) ważne jest to, w jakim klimacie będziemy pracować i w jakim klimacie będziemy przyjmować klientów. Każdy sprzedawca powinien dołożyć starań, aby klient czuł się u niego dobrze. I żeby on sam też lubił chodzić do pracy, czy to miejsce pracy znajduje się na ulicy Pięknej lub Słonecznej, czy jest zaparkowane na ulicy WWW. Ten czynnik bardzo silnie wpływa na jakość sprzedaży i obsługi.
Stąd chyba każdy z nas - teraz już jako klient - lubi sklepy, które są pięknie urządzone. Takie, po których widać, że zrobione są z sercem, a wszystko, co tam widzimy wyraża gust właściciela. Zgadzamy się z estetyką lub nie, ale dostrzegamy charakter miejsca i ludzi tam pracujących.
Jest jednak jeszcze jeden aspekt, którego prowadzący sklep powinien przestrzegać. Oryginalny asortyment. Nie można prowadzić fantastycznie wyglądającego sklepu jedynie z rzeczami, które są dostępne na Allegro. I to połowę taniej. Taka filozofia nie zda w dłuższej perspektywie egzaminu. Widać to najlepiej po księgarniach, których kondycja jest gorsza niż zła. Kupując książkę na Allegro i dopłacając za przesyłkę i tak wydamy mniej niż w stacjonarnej księgarni, gdzie obowiązują oficjalne ceny, zamiast tych internetowo-dumpingowych. Stąd nasze domy książki tak często decydują się na podłączenie kawiarni. Dlatego kawiarnie tak często wydzielają miejsce i ludzi do opieki dla naszych pociech. Dlatego przedszkola tak często podłączają do swojej agendy zajęcia fakultatywne. I świetnie, tędy droga! Każdy z Państwa (ze mną włącznie) chce kupić produkt unikatowy w miejscu, które wywoła przyjazne odczucia. Dobry produkt plus dobra atmosfera to dwa czynniki, które powodują, że wracamy do miejsca, gdzie już byliśmy. Ufamy i kupujemy dalej.
Jeśli nie mamy tej wizji i oryginalnych produktów, pozostaje nam - sprzedawcom - jedynie wojna cenowa.
I poniżej prezentuję kilka zdjęć, pożyczonych z serwisu gazeta.pl. Są to fotki ze sklepów A-tak Design (Łódź), Lulu Living (Kraków), Miejsce Sklep (Kraków) i Reset (Warszawa). Proszę zajrzeć. A jeśli nic nie kupimy, przynajmniej powiedzieć kilka ciepłych słów ludziom z obsługi. Zawsze prawmy komplementy. One naprawdę mogą komuś rozświetlić grudniowy dzień.
Cały artykuł na gazecie.pl można przeczytać pod tym linkiem. Może znajdą Państwo coś dla siebie:
Subskrybuj:
Posty (Atom)