czwartek, 30 kwietnia 2015

10 nawyków zorganizowanych ludzi, czyli kapitalne podsumowanie z Ameryki




Ależ kapitalny tekst pojawił się na amerykańskim blogu The Inspired Room! O porządku i organizacji. dziesięć punktów, jak być porządnickim i efektywnym. teoretycznie tekst jest o porządkach i zarządzaniem domem, jednak dla nie jest uniwersalny. Wystarczy zmienić rzeczowniki.

Przetłumaczyłam tekst, choć - jak zawsze - jest to luźne tłumaczenie. Oryginalny wpis, z angielska, znajdą Państwo pod tym linkiem: http://theinspiredroom.net/2015/04/28/10-habits-of-people-with-organized-houses/
Warto przeczytać to, co poniżej, bo dawno nie czytałam tak “otwierającego oczy” podsumowania. Zaczynamy:

CZYM WYRÓWNIAJĄ SIĘ ZORGANIZOWANI LUDZIE? 10 PUNKTÓW:

1. Rozumieją, DLACZEGO porządek i organizacja są ważne
Ludzie zorganizowani zauważyli już dawno, że porządek jest kluczem do szczęścia i sukcesu (Troszkę jak z Perfekcyjnej Pani Domu - przyp. Kasi Bachor). Zamiast postrzegać organizację jako coś, co sprawia, że non stop mają coś porządkować i ulepszać, patrzą na nią jak na narzędzie, które ma im zapewnić dobre samopoczucie i wolny czas. Potrafią szybko wszystko znaleźć, porządki to dla nich tzw. szybka akcja, a dzień składa się z małych punktów do wykonania. Dzięki temu mniej się denerwują. Lepiej także zarządzają budżetem domowym. Kuriozalnie ta organizacja i szybkie wypełnianie obowiązków sprawia, że porządniccy ludzie są bardziej… spontaniczni. Mają czas.

2. Ostrożnie wybierają, co kupić i co zatrzymać
Po prostu nie są emocjonalnie przywiązani do rzeczy, które kupują. I nie kupują impulsywnie. Przeciwnie, zanim dokonają zakupu, kalkulują, czy dana rzecz będzie przydatna, koszty utrzymania i konserwacji oraz to, czy przedmiot nie zagraci przestrzeni. Nierzadko mają także system: każda kupiona rzecz to też podarowana (dotychczasowa) rzecz. Dzięki temu liczba dekoracji w domu nie zwiększa się. 

3. Mówią: ZROBIĘ TO TERAZ zamiast ZROBIĘ TO POTEM
Zorganizowani ludzie nie dopuszczają do tego, aby rzeczy nawarstwiały się. Zarówno rzeczy materialne (odwieczny problem szaf) jak i sprawy do załatwienia. Prosty przykład: nigdy nie odkładają ubrań na łóżko, krzesło, fotel. Zawsze prosto do szafy lub - jeśli używane - kosza na brudy. Zajmuje to 60 sekund, a oszczędza czas potem. I nerwy. 


4. Poranki są najważniejsze!
Uwaga, to mój ulubiony punkt - Kasia
Już od postawienia nogi na podłodze nadają rytm, ton całemu dniu. Od samego rana są produktywni. Nigdy ni siadają do pracy (albo do niej nie wychodzą), jeśli wcześniej nie pościelą łóżka. Jeśli od rana jesteś zorganizowany, możliwe, że cały dzień będziesz trzymał fason. 

I tu słowo komentarza ode mnie. Bo to punkt o mnie. Wstaję codziennie o szóstej i budzę się sama. Nie zasłaniam rolet, dzięki czemu jeśli mam szczęście budzą mnie promienie słoneczne jeszcze przed standardowym czasem. Potem przychodzą koty… Dzień zawsze zaczynam od wody z cytryną i miniporządków w salonie. Zmywamy naczynia zawsze wieczorem, a precyzyjnie to Maciek zmywa, bo jest typem wieczornym. Rano porządkuję stół, buty (żyjemy bez przedpokoju), blat kuchenny. I mogę zaczynać dzień. Mam stałą godzinę krótkiej gimnastyki, karmienia kotów, czytania książek (czytam rano, przy świetle dziennym). Potem praca, czyli najczęściej pisanie na bloga lub coś, co wymaga skupienia (Maciek śpi). Lista jest zawsze zrobiona. 
Te trzy godziny samotności pozwalają mi dużo zdziałać i nawet jeśli dzień potem mi się kompletnie rozwali przez nieoczekiwane spotkanie, lawinę poprawek do projektów, sprawy prywatne, to wiem, że rano załatwiłam przynajmniej najważniejsze minimum. I jest satysfakcja. Polecam ten system.

5. Wiedzą, co to priorytety.
Nawet przeogromna lista rzeczy “To do” nie jest w stanie ich zwieść, bo wiedzą, co jest na niej najważniejsze. Wykonują zadania w określonym porządku (eureka!) i jedno po drugim, aż wszystko zostanie wykreślone z kartki. Nie przesuwają niektórych punktów na później. Zamiast sterty karteczek trzymają na stole kalendarzyk lub zeszyt, dzięki czemu nie muszą przekopywać się stertę makulatury.
WAŻNE: Organizatorzy nie zgadzają się na wszystko, nie zawsze odpowiadają “Tak”. Nie pozwalają mocno zaburzyć planu dnia, tygodnia, miesiąca. Dzięki temu wojskowemu wypełnianiu obowiązków i jasnej chierarchii, mają więcej czasu dla rodziny, na zabawę, przyjemności. 

6. Tworzą tylko takie systemy, które zdają egzamin.
Często postrzegamy zorganizowanych ludzi jako tzw. control freaków, czyli kogoś, kto każdą półkę podpisuje, a każdy chodniczek trzepie trzy razy dziennie. To błąd, bo wszystko polega na wymyśleniu pewnego systemu, który sprawnie działa i ułatwia życie. Jeśli oznaczymy każdą półeczkę wycinkiem pergaminu, a za 6 miesięcy dokupimy nową, to nie daj boże nie będziemy mieli specjalnych kartek na których opisywaliśmy przedmioty. System jest zbyt skomplikowany. I odrzucony. Zamiast tego lepiej wymyślić coś superprostego i ułatwiającego życie. 

7. Nie wszystko robią sami.
Niektóre obowiązku zlecają innym. Całe tworzenie listy dnia zaczyna się od rozłożenia czynności, które robią sami, a które zlecają. Ponieważ świecą przykładem, ludzie, którym powierzyli zadanie także starają się wykonywać je odpowiedzialnie. 

8. Zamiast szukania problemów, szukają rozwiązań
Nic dodać, nic ująć. 

9. Powierzchnia musi być czysta!
Zorganizowani ludzie mają szósty zmysł do wyłapywania przestrzeni, w których zbieraj się graty. I od razu zapobiegają. Lepiej od razu podnosić wszystko z podłogi, lepiej codziennie czyścić blaty, lepiej często przecierać półki i reorganizować szafę. Szybko pozbywają się niepotrzebnych lub niepasujących rzeczy. 

10. Mają idealny porządek w papierach. 
I nie chodzi tu o kartotekę policyjną lub urzędową, ale o rachunki. I korespondencję. Wyciągają listy ze skrzynki pocztowej i od razu niszczą reklamy. Nie odkładają na półkę po wejściu do domu, wyrzucają co niepotrzebne jeszcze przed przekroczeniem progu. W domu zaś mają specjalne szuflady, skrzynki, półki na rachunki, zaproszenia, listy (coś takiego jeszcze istnieje? - przyp. Kasi). A jeśli rachunek jest opłacony, od razu ląduje w śmietniku.


Nie każdy musi zgadzać się z powyższym w 100 procentach, ale jestem przekonana, że każdy może coś uszczknąć z tych punktów. 
Dla nie najważniejsze punkty to ten z numerem 3 (TERAZ zamiast POTEM), 5 (PRIORYTETY) i 7 (DELEGOWANIE OBOWIĄZKÓW). A to dlatego, że wszystkich tych rzeczy musiałam się nauczyć i nie była to nauka bezbolesna. Przecież lepiej rano wylegiwać się z książką przez 3 godziny niż zmusić ciało i umysł do wysiłku. Priorytetem w pracy dla mnie zawsze był Dekornik, jednak nie mogę poświęcać mu 100 procent czasu, bo stracimy innych klientów. I dlatego moja lista rzeczy TO DO dla Dekornika ma ok. 100 pozycji, ale są one przyporządkowywane do konkretnych dni, tygodni miesięcy (wiec coś o tym Beata, która ze mną współpracuje, której wysyłam realne plany). No i zlecanie rzeczy innym. Bolączka wszystkich, którzy dbają o jakość. A ja mam naprawdę niezdrowego bzika na tym punkcie. Jeśli projekt nie podoba mi się przynajmniej na 90%, nie wyślę, nie pokażę. A jak wyślę, b już trzeba, to straszliwie jęczę i staram się wynegocjować jeszcze odrobinę czasu, aby po przerwie, ze świeżym umysłem usiąść do ulepszania . Ech, ciężkie życie :)

Bycie zorganizowanym i efektywnym wcale nie jest proste. Ale da się. Można nauczyć się porządku, zarówno w sferze podstawowej/domowej, jak i w sferze pracy. A przynajmniej trochę to "ogarnąć". I ma się wtedy więcej wolnego czasu. Chociażby na wyjazdy do Wietnamu.

To jeszcze raz napiszę w superkrótkich punktów te 10 złotych zasad organizacji domowej. Uporządkuję :)
1. Zrozum, co da ci porządek
2. Nie kupuj impulsywnie
3. Nie zostawiaj nic na później
4. Pamiętaj, jaki poranek, taki dzień.
5. Rób rzeczy ważne na początku
6. Upraszczaj i systematyzuj.
7. Nie rób wszystkiego sam. Daj innym pomóc.
8. Szukaj rozwiązań, nie pogłębiaj problemów.
9. Nie zagracaj przestrzeni, “odkurzaj” regularnie, po trochu. 
10. Rozrzucanie makulatury to najprostszy sposób na bałagan. Diabeł tkwi w szczegółach.

I na koniec, moje marzenie:

niedziela, 26 kwietnia 2015

DEKORNIKOWY REMONT cz.5, czyli Good Company


Zacznę historią z pracowni. Klasyczną, bo powtarzającą się przynajmniej dwa razy w miesiącu. 
Do pracowni wchodzi pani. Albo pan. Ale przyjmijmy, że pani. Wchodzi i mówi, że widziała u nas na stronie tapetę, którą by dobrze wyglądała w kuchni. Potrzebuje jednak fototapety z montażem. “Nie ma problemu” - odpowiadamy. Pani pyta, kiedy możliwy jest montaż. “W przyszłym tygodniu, kiedy Pani pasuje.” Pani wyjmuje kalendarzyk, zagląda. Podnosi głowę i odpowiada:
“Środa, może być 15.00.” 
“Może, jak najbardziej.” 
“Ale czy Państwo będą w środę?” 
“Będziemy, jesteśmy umówieni.” 
“Ale czy na pewno? Czy ja mogę na Państwa liczyć?” 
“Oczywiście. Środa, godzina 15.00” 
“Ale zjawią się Państwo? Wyrobicie się?”
I wiemy, o co chodzi. Ekipa budowlana dała się Pani we znaki. Zawiedli. Spóźnili się, nie przyjechali, spartaczyli robotę i nie przyznali się do winy.

To, że remontu nie da się skończyć w terminie, możemy zakładać już pierwszego dnia. Nawet z najlepszą ekipą. Po drodze do upragnionego efektu jest tyle substratów, trybików, które mogą puścić (i puszczają), że zaplanowanie wszystkie co do minuty jest wręcz niemożliwe. 
Możliwym jest jednak dobranie odpowiedniej ekipy. 
Jak szukamy ekipy budowlanej?
Zawsze przez polecenie. 
Jak weryfikujemy wybór?
Zawsze jadąc na miejsce, które przez daną ekipę było remontowane. Nie należy ubierać się tu w delikatną skromność. Właściciele mieszkania, które było wykańczane przez majstrów na pewno zrozumieją to, że chcemy zobaczyć, jak pracowali fachowcy i że chcemy o tym porozmawiać. Wprośmy się i wypytujmy. 
Idealną sytuacją jest ta, kiedy najpierw widzimy efekt, a potem dopytujemy o ekipę. A sytuacją idealną do potęgi entej jest tak, w której dana ekipa ma wolny termin. Choć - uprzedzamy - solidne ekipy budowlane raczej mają pełne terminarze przynajmniej na dwa miesiące. 

W DEKALOGU REMONTOWY (link do ściągnięcia po prawej stronie bloga) opisujemy historię naszych znajomych, u których ekipa remontowa pomyliła terakotę łazienkową z kuchenną. Ta sama ekipa także wstawiła w salonie półki z korka, bo uważała, że tak jest ładniej. Korek przylepili do ścian.
Takich historii wysłuchujemy w pracowni wiele. Dlatego jeśli samodzielnie poszukujemy ekipy, zawsze, zawsze, zawsze bierzmy ludzi z polecenia. Zawsze po uprzednim zobaczeniu wyników pracy. 

Innym wyjście zapanowania nad majstrami jest projektant i organizator całego przedsięwzięcia. Wymaga to nakładów finansowych, ale pomaga wypędzić stres z głowy. Bo architekt ma często swoich zaufanych majstrów, którzy przyjadą na czas i zrobią to, co do nich należy, bo rozumieją się z brygadzistą bez słów. No i architekt jest za to odpowiedzialny, pilnuje terminów i jakości prac. Szczególnie, że architekci to często perfekcjoniści, co w tym przypadku działa na naszą korzyść. 

Wybór drogi znalezienia odpowiedniej ekipy należy do Państwa. Jedno tylko zastrzegamy: prosimy nigdy, przenigdy nie sugerować się ogłoszeniami. I nigdy dajemy dużych zaliczek…






DEKALOG REMONTOWY, 
CZYLI NAJWAŻNIEJSZE 10 PUNKTÓW, 
JAK SPOKOJNIE PRZEPROWADZIĆ REMONT. 

1. REMONT - MOJE NOWE ŻYCIE

2. ZABEZPIECZ SIĘ, CZYLI JAK OSŁONIĆ POWIERZCHNIĘ

3. Z DEKORATOREM CZY BEZ?

4. CZEKAM I CZEKAM, CZYLI JAK I GDZIE ZAMAWIAĆ MEBLE I DODATKI

5. CO MOŻE (ALE NIE MUSI) ZMAJSTROWAĆ EKIPA REMONTOWA

6. REMONTOWAĆ W ZGODZIE Z SĄSIADAMI

7. JAK NIE DAĆ SIĘ NABRAĆ, CZYLI FINANSE

8. NA CZYM OSZCZĘDZAĆ, A NA CZYM NIE WARTO, CZYLI FINANSE 2

9. JAK SPRAWDZIĆ RZETELNOŚĆ FIRMY LUB EKIPY?

10. ZRÓB TO SAM, CZYLI NIE WSZYSTKO TRZEBA ZLECAĆ

czwartek, 23 kwietnia 2015

Pierwsze urodziny Luminosfery, czyli nasz partner świetuje

Czujemy się w (niesamowicie przyjemnym) obowiązku poinformować wszystkich, że nasz partner w Dekorniku Remontowym obchodzi swoje pierwsze urodziny. I z tej okazji wyprawia przyjęcie na warszawskiej Ochocie. Będą konkursy, zabawy, promocje. Będzie fajnie :)


środa, 22 kwietnia 2015

DEKALOG REMONTOWY cz. 4, czyli sztuka czekania

Punkt czwarty naszego katalogu/dekalogu dotyczy trudnej sztuki czekania na zamówienione produkty. Sztuki trudnej, bo:
- cierpliwość nie jest mocną stroną większości ludzi (a autorką włącznie)
- chcielibyśmy zobaczyć efekt, a nie tylko sam produkt (w końcu, w myśl starej zasady marketingu 
  kupujemy nie przedmiot, ale rozwiązanie problemu, które ten przedmiot nam zapewnia)
- nie mamy wpływu na termin dostawy ( i nie daj boże niech on nam się wydłuża…)

Nie pamiętamy już, na co musieliśmy czekać najdłużej. Na pewno czekaliśmy na płytki do kuchni. Spodobały nam się hiszpańskie, nierówne, białe. Termin dostawy – tydzień. Chyba nieźle. Na pewno także nie kupiliśmy drzwi wejściowych takich, jak chcieliśmy. Pytaliśmy o termin realizacji naszych wymarzonych drzwi, ale usłyszeliśmy 28 dni. Zadzwoniliśmy na teren budowy. “Stare drzwi już na śmietniku. Lepiej przyjedźcie z nowymi, bo inaczej wasze koty będą wam pilnować mieszkania.” – usłyszeliśmy w słuchawce. Pojechaliśmy do marketu budowlanego i wybraliśmy drzwi tanie i solidne. Już po zamontowaniu, z gazetki reklamowej dowiedzieliśmy się, że to drzwi do domku jednorodzinnego. W dodatku otwierały się nie w tę stronę, w którą poprzednie. No nic, musieliśmy się przyzwyczaić.


Podczas remontu warto też szybko przyzwyczaić się, że większość produktów nie jest dostępna od ręki. Najczęściej rzeczy z ekspozycji są do zabrania do domu, chyba, że mamy do czynienia ze sprzedawcą, który nie chce pozbywać się możliwości zaprezentowania tego, co ma w sklepie. Na pewno w marketach budowlanych możemy wszystko na zawołanie, co więcej – zwrócić towar bez podawania przyczyny (metoda zakupów mojej siostry). Pamiętajmy jednak, że markety zapełnione są w większości chińską produkcją, której są miliony na świecie i na pewno nie będziemy mieli w domu wyjątkowego wyposażenia. Jak widać na przykładzie zakupu naszych drzwi, nikt z obsługi nie powiedział nam także, że drzwi, które wybieramy do naszego M2 przeznaczone są do piętrowego M6 w podwarszawskim lesie. To tak zwany efekt skali, czyli sprzedajemy dużo i tanio, a indywidualne podejście do klienta to sprawa wtórna.

Zapytaliśmy więc naszych dekalogowe firmy partnerskie, jak należy planować zakupy u nich. Ile należy czekać na podłogę (KOPP), kuchnię (FRANKE), ceramikę i armaturę łazienkową (DEANTE) oraz lampy (LUMINOSFERA).

Jak wynika z wypowiedzi poniżej, czas realizacji waha się od kilku minut do kilku tygodni, bez względu na to, czy zamawiamy lampkę na biurko, czy wykładamy mieszkanie nową podłogą. Zawsze lepiej zapytać w sklepie przez zamówieniem. Zawsze lepiej zadzwonić przed wizytą w sklepie. Ale o tym będziemy jeszcze pisać za 2 tygodnie…








DEKALOG REMONTOWY, 
CZYLI NAJWAŻNIEJSZE 10 PUNKTÓW, 
JAK SPOKOJNIE PRZEPROWADZIĆ REMONT. 

1. REMONT - MOJE NOWE ŻYCIE

2. ZABEZPIECZ SIĘ, CZYLI JAK OSŁONIĆ POWIERZCHNIĘ

3. Z DEKORATOREM CZY BEZ?

4. CZEKAM I CZEKAM, CZYLI JAK I GDZIE ZAMAWIAĆ MEBLE I DODATKI

5. CO MOŻE (ALE NIE MUSI) ZMAJSTROWAĆ EKIPA REMONTOWA

6. REMONTOWAĆ W ZGODZIE Z SĄSIADAMI

7. JAK NIE DAĆ SIĘ NABRAĆ, CZYLI FINANSE

8. NA CZYM OSZCZĘDZAĆ, A NA CZYM NIE WARTO, CZYLI FINANSE 2

9. JAK SPRAWDZIĆ RZETELNOŚĆ FIRMY LUB EKIPY?

10. ZRÓB TO SAM, CZYLI NIE WSZYSTKO TRZEBA ZLECAĆ

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

DEKALOG REMONTOWY cz.3, czyli czy każdy remontujący potrzebuje projektującego?


Architekt i dekorator wnętrz, czyli dwa pokrewne zawody, których przedstawiciele mogą nam bardzo pomóc w zaaranżowaniu wymarzonego wnętrza. My przy remoncie naszego mieszkania nie skorzystaliśmy z usług specjalistów, ale my mieliśmy i nadnormalną pasję remontową i nieco więcej czasu niż dziś. Sami kładliśmy instalację oświetleniową w kuchni, przez co włączniki mają kolejność odwrotną do kolejności lamp. Sami skręcaliśmy kuchnię, przez co szuflady mają rożne poziomy. Ale działają i domykają się. Sypialnia zaś, która powstała z wyburzenia ścian pomiędzy dwoma pokojami, wciąż ma wylany beton zamiast belki łączącej dwie części parkietu.
Może te niedociągnięcia powodują, że tak uwielbiamy nasze mieszkanie, ale i u nas przydałby się architekt. Do czego? Np. do rury, wystającej ze ściany elewacyjnej, przy kaloryferach, która zaskoczyła nas swoim jestestwem przy wyburzeniu ściany pomiędzy pokojami. Na tego gościa pomysłu nam zabrakło…

To, kto powinien skorzystać z usług architekta lub dekoratora opisywaliśmy dokładnie w naszym DEKALOGU REMONTOWYM. Jednak w tym wpisie postanowiliśmy oddać głos bohaterom, czyli  specjalistom od wymyślania, planowania, budowania i dekorowania mieszkań. Zadaliśmy kilka podstawowych pytań naszym zaufanym architektom, z którymi Dekornik współpracuje od kilku ładnych lat. Wspólne projekty zawsze wychodzą bez zarzutu, dzięki czemu wiemy, że to, co poniżej to wypowiedzi dobrych fachowców. O odpowiedzi poprosiliśmy Agatę Piltz ze studia Tryton, Ewę Gołąb oraz Michała Wąsowicza z Arangerii.

Kto powinien skorzystać z pomocy dekoratora wnętrz?

“Każdy” - od razu strzela Michał. “W przypadku budowy domu architekt jest konieczny chociażby ze względu na formalności urzędowe - bez architekta po prostu nie da się uzyskać pozwolenia na budowę. W przypadku projektów wnętrz architekt jest pomocny przy podjęciu decyzji odnośnie układu pomieszczeń, szybko pokaże, które zmiany są możliwe do wykonania, jak ergonomicznie zaplanować pomieszczenia takie jak kuchnia, salon, łazienka. Osoby, które kupują mieszkanie, lokal użytkowy lub dom powinni spotkać się z architektem chociażby dla przeprowadzenia konsultacji - niekoniecznie trzeba od razu zajmować się projektowaniem całości wnętrza. Taka rozmowa ułatwi podejmowanie dalszych decyzji i może mieć kluczowe znaczenie przy spełnieniu własnych oczekiwań co do aranżowanej przestrzeni.”
Agata Piltz z Trytonu dodaje osoby, które “nie czują się pewnie w naszej branży”. A obie panie podkreślają, że zatrudnienie architekta lub dekoratora nie wiąże się z wyczyszczeniem świnki skarbonki. “Z usług architekta powinny skorzystać osoby o niewielkim budżecie, które chcą mieszkać niebanalnie.” - mówi Ewa Gołąb. A Agata Piltz dodaje: “Pamiętajmy, że osoby pracujące w tym zawodzie maja bardzo dużo kontaktów w salonach, hurtowniach itp. Co powoduje, że często maja wypracowane bardzo dobre rabaty na materiały budowlane i wykończeniowe. Architekci mają długie doświadczenie w pracy z ekipami budowlanymi i nie pozwolą oszukać inwestora. Doskonale znają kolejność zamawianych materiałów, co pozwala zgrać wszystkie terminy.”

Jak wygląda lub jak powinno wyglądać pierwsze spotkanie z projektantem?

Wszyscy architekci podkreślają, że pierwsze spotkanie jest superważne. “Jeśli nie najważniejsze…” - żartuje właścicielka Trytonu. Spotkanie takie potrafi trwać parę godzin, a poruszane tematy niekoniecznie dotyczą budowy i naszej przyszłej przestrzeni. “Dowiadujemy się kim jest klient, czy pracuje w domu, czy w biurze, jak spędza czas wolny. Jakie ma plany na najbliższy czas, ale też na następne lata. Co lubi, jakie jest jego hobby, czego unika. - wylicza Michał Wąsowicz - Im więcej będziemy wiedzieli o ludziach, którzy mają mieszkać w projektowanym wnętrzu tym projekt będzie lepszy. Skrojony na miarę.” My, jako klient i właściciel domu lub mieszkania powinniśmy zabrać na takie spotkanie rzuty mieszkania, lokalu lub domu. Przydadzą się także zdjęcia, które nas inspirują, wyrwane z gazety lub wydrukowane z internetu. ”Plus uśmiech i dobre nastawienie. ” - kończy Agata Piltz.




Jakie jest zakres obowiązków architekta?

EWA GOŁĄB WYLICZA:
- spotkanie z klientami i uważne wysłuchanie jakie są  ich potrzeby , zwyczaje i oczekiwania. Sprecyzowanie jaki będzie zakres prac projektowych.
- przygotowanie kosztorysu usługi
- inwentaryzacja pomieszczenia
- przygotowanie projektu funkcyjnego , instalacji elektrycznej , wodnej , c.o.
- wybór materiałów wykończeniowych
- wizualizacje
- zestawienie materiałów potrzebnych do realizacji projektu

Jak wygląda przykładowa współpraca przy urządzaniu salonu 18m2:

AGATA PILTZ: Każdy projektant powinien najpierw pożądnie oszacować ilość pracy i z góry ocenić kryteria finansowe. Bardzo ważna jest umowa, poniewaz na jej podstawie mozna egzekwować wszystkie uchybienia. Jeśli tego dopełnimy można przystępować do projektowania. Jako pierwszy jest projekt koncepcyjny i zazwyczaj są to dwa ujęcia wnętrza, oraz dwa rzuty płaskie gdzie określone są miejsca wszystkich elementów pokoju. Kolory, meble inne detale wykończeniowe czy oświetleniowe. Po takim spotkaniu klient zazwyczaj ma kilka dni na przemyślenia i zwrotna informacje do projektanta co akceptuje a czego nie.
Kolejnym krokiem jest znalezienie i wycena podłogi, drzwi, kolorów ścian, mebli itd. A na samym końcu dekorowanie dodatkami i detalami bardzo ważnymi do wykończenia pokoju.

Jak szukać dobrego architekta?

MICHAŁ WĄSOWICZ: Obecnie internet to jedna wielka książka telefoniczna. Dostęp do bazy danych kontaktowych architektów jest praktycznie nieograniczony. Należy jednak zadać sobie pytanie czy takie poszukiwanie kontaktu odpowiada naszym oczekiwaniom. To trochę tak jak z ekipami remontowymi - każdy ogłasza się jako dokładny, szybki, rzetelny i do tego "atrakcyjny cenowo". Tylko napisać można wszystko, a to faktyczna praca świadczy o człowieku. Stąd najlepszym źródłem są polecenia od zadowolonych klientów. Główną przewagą architekta jest jego doświadczenie. Przeciętna osoba w trakcie swojego życia zmienia miejsce zamieszkania 1-2 razy. Architekt projektuje kilka do kilkunastu mieszkań w ciągu roku. Oczywiste zatem jest, że jest w stanie przewidzieć więcej zagrożeń, niekorzystnych rozwiązań, a tym samym oszczędzić klientowi nerwów i pieniędzy.





Zdjęcia w artykule są własnością studia Trytor oraz Arangerii.

DEKALOG REMONTOWY, 
CZYLI NAJWAŻNIEJSZE 10 PUNKTÓW, 
JAK SPOKOJNIE PRZEPROWADZIĆ REMONT. 

1. REMONT - MOJE NOWE ŻYCIE

2. ZABEZPIECZ SIĘ, CZYLI JAK OSŁONIĆ POWIERZCHNIĘ

3. Z DEKORATOREM CZY BEZ?

4. CZEKAM I CZEKAM, CZYLI JAK I GDZIE ZAMAWIAĆ MEBLE I DODATKI

5. CO MOŻE (ALE NIE MUSI) ZMAJSTROWAĆ EKIPA REMONTOWA

6. REMONTOWAĆ W ZGODZIE Z SĄSIADAMI

7. JAK NIE DAĆ SIĘ NABRAĆ, CZYLI FINANSE

8. NA CZYM OSZCZĘDZAĆ, A NA CZYM NIE WARTO, CZYLI FINANSE 2

9. JAK SPRAWDZIĆ RZETELNOŚĆ FIRMY LUB EKIPY?

10. ZRÓB TO SAM, CZYLI NIE WSZYSTKO TRZEBA ZLECAĆ

czwartek, 16 kwietnia 2015

Moje ukochane mieszkanie ever, czyli jednak Francja

O tej pani na blogu było już wielokrotnie, kilka razy wspominałam też o jej mieszkaniu (np. TU i TU). Najpierw było różowe mikroskopijne wnętrze, którego zdjęcia obiegły chyba każdy portal wnętrzarski na świecie, a od jakiegoś czas Eleonore (imię zmyślone) mieszka w większym i bardziej świetlistym apartamencie paryskim. Boskim, nie ma co mówić. A za całość zdjęć i aranżacji odpowiedzialna jest IKEA.







Cały materiał dostępny jest pod tymi linkami:
http://www.leblogdelamechante.fr/blog-mode/category/belles-images/deco-design/
http://www.leblogdelamechante.fr/blog-mode/ikea-live-magazine/
http://www.ikeafamilylivemagazine.com/gb/en/article/40919

A ja z łezką w oku wspominam wizytę Anglików z IKEI w naszym domu. Co to się działo. taka wizyta jest jak tajfun, stylistki, fotograf, asystent, art director, edytorka i dziennikarka, która wypytuje o każdy szczegół. A my mieszkamy w 50m2. Co musiało dziać się u Eleonore, która zawęzila się do 35?

wtorek, 14 kwietnia 2015

Ly Son, czyli "malarstwo" wyspiarskie

Zaczynamy wierzyć, że istnieją miejsca, które można nazwać rajem na ziemi, bo właśnie znaleźliśmy drugi taki zakątek. Nie jest to raj dla tych, którzy nie gustują w czosnku, ale dla wszystkich pozostałych - się nada.
Pierwszym naszym “miejsce na ziemi” była kambodżańska wyspa Koh Rong Samloem, na którą trafiliśmy rok temu. Obiecaliśmy sobie wtedy, że dotrzemy tu i w tym roku i obietnicy dotrzymaliśmy.
W tym roku jednak Maciek miał przeczucie do wietnamskiej wysepki Ly Son, która wyszperał na mapach Google’a. Ly son oddalona jest od brzegu o półtorej godziny, płynąc szybką łodzią publiczną. Do portu, skąd łódź odpływa też niełatwo się dostać, bo położony jest o ponad 10 kilometrów od miasta, choć sporego to omijanego przez turystów, gdyż nie ma tam ani atrakcji turystycznych ani bujnego życia nocnego. I dzięki bogu.
Poza trudną przyprawą na Ly Son, reszta jest wyjątkowo prosta. Przede wszystkim przyjaźni ludzie, cudowni, uśmiechnięci, niespiesznie prowadzący swoje czosnkowe życie - od zbiorów do zbiorów. Po drugie klimat, czyli ciepło, cieplej, a nawet gorąco przez większość roku. Po trzecie ukształtowanie ternu. Ly Son wyspą jest wulkaniczną, na jej szczycie znajduje się wielki krater, wypełniony wodą. Wodę w kraterze trzyma wielka tama, która góruje nad miasteczkiem portowym. Do tego mamy malownicze wzniesienie, z którego widać ogromny ocean, cichutko mruczący też za wyspiarskim ramieniem. Do tego dokładamy plażę, na która tubylcy zaglądają jedynie weekendami, za to ze sporą liczbą lokalnego piwa w torbach. Poza sezonem weekendowym, plaża jest pusta, nie licząc pana z dziećmi, który w cieniu skały ma namiot z najpotrzebniejszymi rzeczami (maski do pływania, kąpielówki do wypożyczenia(!), placki i oczywiście wietnamskie piwo). Namiot - i rodzina - znajdują się jednak poza plażą. Na koniec serwujemy jeszcze świątynię buddyjską z posągiem liczącym 27 metrów.`
















Generalnie z tym czosnkiem sprawa wygląda tak: czosnek rośnie raczej na terenach podmokłych, dobrze nawilżonych, w Wietnamie najczęściej w delcie Mekongu. Ale mieszkańcy wyspy wulkanicznej Ly Son wieki temu postawili uprawiać tam właśnie tę roślinę. Na piasku. A skąd wziąć piasek? Z morza. Zadanie to należało do mężczyzn, którzy wydobywali piach z głębin oddalonych od zabudowań, gdyż w terenie zabudowanym występowały jedynie koralowy żwir. Kiedy piasek został wydobyty kobiety siały. A jak zasiały, podlewały. Dwa razy dziennie, rano i po południu, gdyż słony piach skutecznie blokował młodym czosnkom skuteczny wzrost. I tak dzień w dzień od października do marca, kiedy to następuje zbieranie czosnku, które w wiosce uważane jest za święto. I fetę. Co robią mężczyźni, skoro cały piach już pozbierany, a kobiety tak ładnie opiekują się czosnkowymi polami? Mężczyźni wypływają w morze, żeby zdobyć pożywienie. Mięsne pożywienie. Na fetę i nie tylko.
My akurat trafiliśmy na Ly Son pod koniec marca, kiedy przysmak był już zebrany i wszystkie ulice wysłane były czosnkowymi kobiercami. Boisko szkolne zamienione zostało w suszarnię. Każde podwórko przydomowe było nie do przejścia. Wszędzie witały nas białe główki czosnku, schnącego w pełnym słońcu. Jeśli zabrakło miejsca przed domem lub na pobliskiej ulicy, mężczyźni rozkładali czosnek na dachach.
Uprawa w tak trudnych warunkach jest jednak opłacalna, bo specjał wyspiarski okrzyknięty został w Wietnamie "królem czosnku", dzięki czemu jest popularny, a nawet poszukiwany. Ponad 1/3 powierzchni wyspy, czyli 300 hektarów ziemi zostało przekształcone w pola uprawne, a mieszkańcy windują cenę nawet do 50 dolarów za kilogram. Chętnych nie brakuje, bo ostatnio te gigantyczne pieniądze z podziękowaniem płacą giganci z północy, czyli Chińczycy.







Dodam jedynie, że byliśmy jedynymi bladymi twarzami na wyspie, a wyraz twarzy sprzedawców, kucharek i rybaków jednoznacznie wskazywał, że dawno nie było na wyspie takich dziwolągów jak my. Może byliśmy pierwsi w tym roku... Raj.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...