...ciekawej architekturze, dobrym jedzeniu, miłym klimacie...
Wymieniać dalej?
Zacznę może od samej nazwy Battambang i legendy, która się z nią wiąże. Battambang to języku Khmerów “zaginiony kij”. Ów kij należał do pewnego pastucha, który pewnego dnia odkrył, że dzięki niemu może kontrolować zachowanie swojego stada. Jeden gest sprawiał, że krowy stawały się posłuszny, szły tam, gdzie chciał, spały. Od czasu tego odkrycia pastusze życie stało się bardzo wygodne. Stało się też jednak nudne, bo pastuch stwierdził, że skoro może wpływać na zwierzęta, dlaczego nie wpłynąć na ludzi i uczynić ich sobie podległymi. Powoli właściciel cudownego kija zjednywał sobie kolejnych podwładnych aż stał się królem swojego narodu. Przepędził wówczas panującego króla wraz z rodziną i sam (no, z kijem) objął rządy. Przepowiednia dla nowego króla głosiła jednak, że nie porządzi długo. Zostanie zdetronizowany przez mnicha, który przybędzie na białym koniu. Od tej pory samozwańczy król zaczął się obawiać. Jego obsesja pogłębiała się i pewnego dnia postanowił wezwać wszystkich mnichów z królestwa na dwóch.
Niedaleko w górach zamieszkiwał syn obalonego króla, który w wieku młodzieńczym postanowił się przyłączyć się do pokojowej grupy, noszącej pomarańczowe szaty. W dniu wydania dekretu wzywającego mnichów do stolicy zachorował. Choroba była ciężka, jednak rozkaz króla ważniejszy. Mnich wędrował więc powoli do miasta, przystając co jakiś czas z braku sił. Podczas jednego z postojów spotkał człowieka, który ulitował się nad chorym, dał mu schronienie, a nad ranem podarował nawet swojego konia, aby ten nie musiał przebywać drogi pieszo. Mnich dosiadł rumaka i w cudowny sposób odzyskał siły, zdążając na dzień przyjęcia mnichów przez króla.
Król, ujrzawszy przybysza na białym koniu, wpadł w popłoch. Zrozumiał, że przepowiednia właśnie zaczyna się spełniać. Chcą zapobiec katastrofie, złapał kij, uniósł dłoń do góry i wypowiedział rozkaz. Magia nie zadziałała. siły wyższe sprawiły, że przeznaczenie wzięło górę nad chciwością króla-pastucha. ten przestraszył się, usiekł czym prędzej z dworu i wyrzucił po drodze kija, który jego zdaniem stracił moc.
Jednak tubylcy wierzą, że kij wciąż ma magiczną moc i ukryty jest jest gdzie na ziemiach należących do miasta Battambang.
A teraz współcześnie. Battambang to drugie co do wielkości miasto w Kambodży i podobno ważnych ośrodek handlowy. Kiedy w wypożyczalni skuterów dano nam mapkę okolicy, ważnych punktem była na niej np. fabryka Pepsi. Jest tu także rzeka, którą zachwycają się autochtoni, jednak nie odkryliśmy w niej nic szczególnego, oprócz zapachu. Battambang ma za to trochę kolonialnej zabudowy, bardzo tanie jedzenie (ryż z dodatkami to wydatek 3 złotych), pyszna słodka kawa oraz sporo marketów z nieziemskimi owocami. nie warto jednak siedzieć w samym battambangu lecz wypożyczyć skuter i jechać, gdzie nas oczy poniosą. Każdy kilometr trasy kryje w sobie prawdziwe perły. Ogromne usypy, czerwone drogi, złote świątynie, posągi Buddy pod samo niebo, pola spalone słońcem i to co od zawsze najbardziej urzeka w Kambodży, dzieci ciekawe turystów. Zwiedzając okolice miasta zaczynamy wierzyć, że magia wciąż działa…