piątek, 31 października 2014

W drodze do Afryki, czyli prawie doba na...plecaku.

Maroko jawi nam się jako kraj niedostępny. Nie ze względu na szerokość geograficzną czy kulturę, ale ze względu na podróż, która będzie drugą na podium podróżą w kategorii długości. Dwadzieścia godzin na walizkach. bardziej niedostępna była jedynie Sardynia z dwudziestoczeterogodzinnym rekordem. 
Wylatujemy z lotniska w Katowicach. Zakładany czas odlotu naszego czarteru jeszcze przedwczoraj oscylował w okolicach ósmej rano. Wczoraj jednak zmienił się na 12.00. Wyjechaliśmy z Warszawy o północy, Polskim Busem, aby znaleźć się w Katowicach przed piątą. Przenieśliśmy się nastęonie na dworzec kolejowy, który jest także dworcem autobusowym, aby zaczekać do godziny siódmej na transport na lotnisko. Potem jeszcze tylko spokojne 2 godziny do odprawy. W sumie około 2-3 godzin snu. Kiedy wylądujemy w marokańskich Agadirze, od razu znajdujemy transport w bardziej cichy, lokalny zakątek kraju. Choć Maciek stawia i namawia mnie na Marrakesz, na pierwszy rzut. Ja wolę na początek ciszę, a na koniec trochę szaleństwa. 
Żałujemy, że w Maroku możemy być jedynie tydzień, gdyż podobno prawdę tego kraju odkrywa się nie na wybrzeżu, a przechodzą góry Atlas, w głębi kraju. Niestety napięty grafik i zdrowy rozsądek nie pozwala nam zostać na tym kontynencie dłużej. 


A nie pozwala nam dlatego - to chyba dobry moment, aby wyjawić tę tajemnicę - że w styczniu przenosimy się na jeszcze inny kontynent, czyli do Azji. tak, jak w poprzednim roku. Z jedną tylko zasadniczą różnicą, tym razem zamierzamy pozostać tam całe trzy miesiące. Marszruta nie jest jeszcze wymyślona i zależy od cen biletów. Marzy nam się Birma, Laos, a mi do tego Filipiny. Kilka dni temu czytałam artykuł na portalu “Na temat” o panach, którzy znaleźli na Filipinach prawie tak dziewiczy zakątek, jak nasz kambodźański. Taki zakątek, gdzie ludzie żyją z dnia na dzień, a siła wyższa nie kwapi się o wymyślanie nazwy dla tamtejszej ziemi. Po co? I tak wszyscy wiedzą, gdzie są. 
Tęsknimy z Azją bardzo. Przez cały rok tęskniliśmy i już po lutowym przyjeździe postanowiliśmy powtórzyć podróż. Właśnie jesteśmy na etapie powiadamia naszych współpracowników i klientów o naszych zamiarach. To bardzo komfortowa sytuacja wypracować przez lata i miesiące  taką sytuację, że klienci nie mają nam tego za złe, nie buntują się. To bardzo fajne mieć taką ekipę, która - mimo, że się trochę buntuje i przekomarza - sprawi, że firma będzie dalej funkcjonować. I tak sobie myślę, że chyba po to się pracuje. Po to, żeby zrobić coś fajnego, własnego (mając na myśli grupę, a nie jednostkę), angażującego i sprawiającego frajdę. Chociaż… nie mówię hop, nie dzielę skóry, nie chwalę dnia. Będzie jak będzie. Najwyżej wrócimy do freelansu :)

Odzywamy się do Państwa z Maroka, jak tylko znajdziemy jakąś przystań. Podzielimy się wrażeniami. Dla mnie to ziemia nieznana. 

I jeszcze wklejam zdjęcie z katowickiego dworca. Piękne hasło do darmowego internetu! Piękne jak polskie logo!

czwartek, 30 października 2014

Jutro na innym kontynencie, czyli na krótko urywamy się z zimnej Warszawy

Jutro lecimy do Maroka na tydzień. Więc za dwa dni odezwiemy się z Marrakeszu lub cudownej przystani dla surferów, która leży ok. 100 kilometrów, pomiędzy Agadirem i wspomnianym wcześniej miastem. Biegniemy się pakować, zostawiając Państwa ze zdjęciami przystani. Boskie, prawda?



poniedziałek, 27 października 2014

To już pewne, czyli jesteśmy oficjalnie w sezonie świątecznym

Od kilku lat w świecie mody wszystkie panie redaktor grzmią, że pokazy mody na rok 2015 niedługo zaczniemy organizować dwa lata przed tą datą. Magazyny kobiece na listopad także ukazują się już przed 10 października.
I widzę, że świat wnętrzarski bierze przykład. Pod koniec października mamy pierwsze okładki i zapowiedzi Gwiazdki: australijskie wydanie Inside Out i międzynarodowe wydanie IKEA Family Live.
W sumie, nie wiem, co napisać :)
Pokażę.

PS Jak Państwo myślą, którego pojawi się pierwsza wystawa w świątecznej odsłonie? Moim zdaniem ok. 5 listopada. Proszę typować!




niedziela, 26 października 2014

Apel mój osobisty, czyli żyj kolorowo (marzenia najbarwniejsze miej)!

Mam dzisiaj dla Państwa wpis, który od dawna za mną chodzi. Inspiracją do tego posta nie jest wprawdzie wnętrzarstwo, ale moda. Sam przekaz pasuje jednak jak ulał do obu dziedzin.
A przekaz jest następujący: skończmy z szarością! 
Byłam  w zeszłym tygodniu na spotkaniu w DaWandzie, czyli firmie, która prowadzi wielki sklep internetowy z rękodziełem. I tam bardzo miła dziewczyna imieniem Emilia opowiadała mi, jakim trendem jest szarość i choć na kolorowe rzeczy, owszem, jest popyt, jednak stosunek szarości do koloru równy jest 10:1. Dwa tygodnie temu zaś nagrywałam zajawkę dla jakiegoś programu internetowego i pani przyniosła mi do założenia na wizji ciemną, szarą sukienkę. Do tego oversize, czyli trzy numery za dużą. Specjalnie taką. Spytałam, dlaczego na szaro, przecież tu kamera, przecież nasze wnętrze kolorowe, a i ja w kolorowych sukienkach często chodzę. “Kochana” - usłyszałam - “To ty nie wiesz, że teraz można wziąć kawałek szarego materiału, wyciąć trzy dziury, dwie na ręce i jedną na głowę - albo i nawet odwrotnie - i masz murowaną sprzedaż! Kochana, trzeba się podporządkować!”
No więc ja się nie podporządkuję! Szarówkowym nowowiercom mówimy “nie”. Podążając z wolna za trendami, wyszarzymy sobie powoli ubranie, włosy, domy, a w końcu życie.
A gdzie kolor? Gdzie fuksja, gdzie butelkowa zieleń, gdzie szlachetny fiolet? Tęsknie do ubrań i wnętrz w kolorze francuskiego, morskiego lazuru, dodatków z żółtego słońca, złota.

Szczególnie teraz, kiedy idzie zima. Na ulicach i tak już szaro, drzewa bez liści, kamienice nie odbijają już ciepłego światła, kawiarnie pozwijały kolorowe parasole i markizy. Gdzie szukać koloru, jak nie w sobie, na sobie i w domu? Czy za miesiąc jedynymi zauważalnymi plamami koloru w Warszawie naprawdę będą tylko brzuchy sikorek, kubraki jamników, podświetlony Pałac Kultury i tęcza na Placu Zbawiciela (jeśli akurat jej nie spalą)?

Dlatego apeluję o umiar w szarości :) Wiem, że to kolor bezpieczny, uniwersalny, wiem, że potrafi być piękny. Ale poza szarościami, beżami, bielą i czernią istnieje takie spektrum barw, że szkoda je marnować. Oj, szkoda. Tyle szans na dodaniu życiu barw!

I jeszcze na koniec wstawiam akapit z dziennika Krystyny Jandy. Nie pierwszy raz zresztą… :) Tu pani Janda pisze o kolorach w jej domu. Nic, tylko się uczyć.

Urządzam i maluję swój nowy pokój do pracy. Ten, który miałam dotąd, muszę oddać synowi. (…) Dziś jeszcze muszę zdecydować, na jaki kolor pomaluję u siebie ściany, w tym nowym miejscu. Śpię najchętniej w zieleni, ale pracuję w czerwieni, a raczej odmianach czerwieni. Kolor to sprawa szalenie indywidualna. Każdy z nas reaguje na kolory bardzo intensywnie, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy. Wybór koloru otoczenia, w którym spędzamy dużo czasu, jest sprawą zasadniczą. Dla mnie jedną z podstawowych. To tak jakbym spędzała życie w tym kolorze. Większość osób, które znam, nie mogą się obyć bez bieli. Biel porządkuje ich myśli i daje poczucie harmonii i bezpieczeństwa. Ja bieli nie znoszę, białych wnętrz. Przeszkadzają mi, nie dają mi się skupić. Zbyt jasne wnętrza mnie denerwują. Wszystkie pokoje w moim (o cholera! mąż by mnie zabił!), w naszym domu są kolorowe. Sypialnie mają szarą, spokojną, ale dość intensywną zieleń, jadalnia jest ciemno brązowa! Od jakiegoś czasu mam ochotę pokój dzienny pomalować na malinowo, ale wciąż nie mam odwagi.
Pewnie i tym razem u siebie zdecyduję się na kolor z grupy czerwieni. Chciałabym, aby była to nasycona chińska róża. Zobaczymy.

Jak wyglądałby świat zrobiony na szaro?













Zostawiam Państwa z panią Ewą Bem, która pięknie śpiewa o kolorze. O szarości recytuje za to pan Turnau, ale w jego piosence tylko "szaro, buro i zima. Nie ma Mickiewicz i nie ma Tuwima." Proroczo zresztą recytuje. Proszę wziąć sobie mój skromny apel do swoich czerwonych serc. I żyć kolorowo! :)

wtorek, 21 października 2014

Architektura i szpilki, czyli idziemy z gracją na rozmowę z kolejną właścicielką dobrego bloga (Ale długi tytuł!)

Dziś kolejna odsłona serii Polka potrafi... blogować. Seria ta sprawia mi potwornie dużo frajdy. Podziwiam wszystkie osoby, które regularnie prowadzą blogi. Od zawsze powtarzam też, że łatwo jest prowadzić Facebooka - szerować i wklejać linki - wszystkie inne platformy social Media, polegające na dzieleniu się kontentem, wygenerowanym przez innych. Nie neguję tych (plat)form komunikacji, bo dopasowane są one do czasów. Jednak znacznie bardziej cenię coś, co wymaga od nas więcej wysiłku przy tworzeniu - pisanie książek, artykułów, bloga, robienie fotografii, rysowanie, grafikę etc.
Dlatego jest bardziej niż HAPPY, kiedy mogę pogadać, a potem opisać te "gadania" na swoim blogu.


A dziś bohaterką spotkania jest Kasia Antończyk, bardziej znana jako pani architekt na szpilkach. :)
Jej blog został uznany przez magazyn branżowy Press za jeden z najlepszych blogów w Polsce. A jury było zacne, bo m.in. Łódź Design Festival i "Cztery Kąty". A jeśli "Cztery Kąty" coś znają, to znaczy, że musi być godne (piszę to szczerze, bez wazeliny, bazując na wynikach czytelnictwa). Za to Kasia związana jest z miesięcznikiem "Czas na Wnętrze", gdzie prowadzi rubrykę o wnętrzach filmowych. Wszyscy rozpisują się o modzie w filmach, a tu proszę, taki rodzynek - ktoś patrzy na drugi plan na srebrnym ekranie :) Ja jestem działem zachwycona, edukacja pierwsza klasa!




Zapraszam do lektury. Solidna rozmowa, bez zadęcia, za to ze szczerością i uśmiechem na ustach. Zaczynamy edukację:

1. Co skłoniło Cię do założenia bloga?
Założyłam blog, żeby dzielić się swoimi zdjęciami i przemyśleniami o architekturze i przestrzeni z różnych moich wycieczek oraz żeby zapisywać inspiracje architektoniczno-wnętrzarskie. Chciałabym, żeby mój blog był miejscem dyskusji o architekturze, sztuce, wnętrzach nie tylko w rozumieniu ładne-brzydkie, ale szerzej, w kontekście kulturowo-historycznym i przestrzennym. Lubię poruszać temat przestrzeni miejskiej w Polsce, cieszy mnie, że wywołuje to dyskusje.

2. Jak długo prowadzisz bloga, jak często piszesz?
Blog prowadzę od połowy października 2013, a więc niecały rok. Piszę zazwyczaj 2-3 razy w tygodniu, minimum raz. Kiedy wiem, że nie będę mieć czasu siedzieć przed komputerem lub gdzieś wyjeżdżam przygotowuję wpisy na zapas. Mam już stałych czytelników i nie chciałabym zostawić ich bez cotygodniowej przyjemności czytania mojego bloga :-)

3. Co Cię motywuje?
Jak każdego blogera motywują mnie czytelnicy i ich komentarze. Blog to fantastyczna forma ekspresji właśnie dlatego, że można liczyć na interakcje.

4. Momenty zwątpienia? Na pewno były, jak u każdej z nas.
Bywa, że wątpię w sens prowadzenia bloga w dwóch językach. Napisanie artykułu po angielsku to dodatkowy czas, a oglądalność strony angielskiej (www.littlemissarchitect.com) jest dużo mniejsza niż Architekta Na Szpilkach, tak samo jak odzew czytelników. Pisząc sporo o Polsce mam jednak wrażenie, że pisząc przyczyniam się do promocji naszego kraju i polskiej kultury i mam nadzieję, że mój wysiłek przyniesie kiedyś efekt :-)

5. Jaki był największy sukces Twojego bloga? 
Jestem dumna z zajęcia 4 miejsca w rankingu TOP polskich blogów o designie magazynu Press, ale największym codziennym sukcesem są dla mnie powracający czytelnicy i komentarze oraz dyskusje które zawiązują się pod postami.

6. Co jest w tym najprzyjemniejsze, a co przysparza Ci najwięcej problemów? 
Najwięcej problemów przysparza mi mój perfekcjonizm - na przygotowywanie wpisów poświęcam dużo więcej czasu niż bym mogła. Zdjęcia muszą być równe, informacje sprawdzone w wiarygodnych źródłach, a tekst zredagowany kilkakrotnie (och, znam to! - przypis Dekornika). Najprzyjemniejsze jest, kiedy ludzie rozpoznają mnie na ulicy...haha, żartuję oczywiście ;) najprzyjemniejsze są miłe komentarze pod postami :-)

7. Widzę, że na blogu masz bardzo dużo wtyczek social media. Ja jestem do nich nastawiona wciąż sceptycznie.  Jakie platformy Social Media uważasz za skuteczne? I jak to prowadzisz, do czego masz serce, a co traktujesz jako obowiązek, bo warto tam być.
Uznałam, że wprowadzę do bloga wszystkie możliwe social media - niech każdy obserwuje mnie w sposób, który sam najbardziej lubi.
Za najskuteczniejsze platformy uważam bloglovin', facebook, google+, kanał rss i subskrypcję mailową - informują one obserwujących o nowych wpisach, widzę, że są z nich wejścia na stronę. Facebook i google+ pozwalają też na rozmowę z czytelnikami.
Instagram sprawia mi samej frajdę, wrzucam tam zdjęcia architektury i ciekawych obiektów zrobione na szybko, telefonem. Nie jest skuteczny, jeśli chodzi o zdobywanie czytelników. To samo dotyczy Pinteresta, jest to miejsce, gdzie sama dla siebie zbieram inspiracje, a obserwują mnie tam w większości zupełnie inne osoby niż te czytające blog.
Najmniej korzystam z Twittera. Nie mogę się jakoś do niego przyzwyczaić, ale jest on popularny w innych krajach, np. w USA. Wszystkie osoby, które mnie na Twitterze obserwują pochodzą zza granicy.

8. Czy zaskoczył Cię ranking wpisów na Twoim blogu? U mnie najpopularniejszym jest wpis o rozetach i jest to dla mnie zadziwiające :) 
Zaskakuje mnie różnica w popularności wpisów na blogu polskim i angielskim. Na Architekcie Na Szpilkach najpopularniejsze są wpisy z moimi zdjęciami i relacjami ze zwiedzania różnych obiektów, co bardzo mnie cieszy. Bardzo dużo wejść miał wpis o projektach z programu telewizyjnego "Bitwa o Dom".  Z kolei na Little Miss Architect najwięcej wejść mają wpisy o wnętrzach filmowych. Na obu blogach dużą popularnością cieszy się post o betonowych blatach kuchennych.
http://www.architektnaszpilkach.pl/2013/11/my-point-of-view-house-fight-tv.html
http://www.architektnaszpilkach.pl/2014/03/concrete-kitchen-countertops-weekly.html


9. Jak znalazłaś się w magazynie "Czas na Wnętrze?"
Redaktor naczelny "Czasu na Wnętrze" i dyrektor wydawnictwa AVT Wiesław Marciniak zwrócił się do mnie z propozycją współpracy po publikacji rankingu magazynu Press. Pojechałam na spotkanie i stałam się członkiem zespołu redakcyjnego :-) "Wnętrza filmowe" były kategorią, która najbardziej spodobała mu się w moim blogu, o tym też sama ogromnie lubię pisać dlatego też przejęłam właśnie tę kolumnę w magazynie.

10. Na Twoim blogu są też podróże - Wietnam, Peru. Jak podróżujesz? Czy masz sekretne triki, jak niedrogo i dobrze zwiedzić najdalej położone zakątki świata?
Zaglądam na takie serwisy jak Fly4free (www.fly4free.pl) czy Mleczne Podróże (www.mlecznepodroze.pl), gdzie można znaleźć okazyjne loty nie nastawiając się na konkretny kraj i datę. Nie miałam np. zamiaru jechać do Peru, byliśmy z moim mężem otwarci na jakikolwiek kraj Ameryki Łacińskiej (bo z myślą o tym uczyłam się hiszpańskiego). Tak samo było z wyjazdem do Wietnamu - na którymś z serwisów pojawiła się informacja o tanich biletach i podjęliśmy decyzję w 2 godziny, niewiele o tym kraju wiedząc. Żeby podróżować możliwie niedrogo trzeba przygotować się na pewne niewygody w podróży - np. tanie hotele w Wietnamie oznaczały duszne pokoje bez okien, a w Peru pokoje bez ogrzewania i czasem bez pełnych ścian przy 8 stopniach na zewnątrz (było lodowato!). Warto negocjować ceny i np. jeść tam, gdzie jedzą miejscowi.
Poza tym są niedrogie, a fascynujące mogą być podróże po Polsce - cudownym przeżyciem było dla mnie zwiedzanie Podlasia, dobrze znam Śląsk i Beskidy, Warmię i Mazury i ciągle nowe miejsca w naszym kraju pojawiają się na mojej liście "do zwiedzenia".

11. I ostatnie pytanie, NAJWAŻNIEJSZE. Skąd czas na to wszystko, o czym piszesz na stronie “O sobie”? Skąd czas codziennie i w skali życia?  Jak wygląda Twój dzień, jeśli masz w planie napisanie posta - a to przecież nie zajmuje 10 minut.
Czasu mam mniej od momentu założenia bloga :-) Posty piszę w tzw. "międzyczasie", blog jest moją rozrywką w czasie projektowania (prowadzę swoją firmę projektującą wnętrza). Pomysły na wpisy przychodzą mi do głowy w czasie pracy i odwrotnie - prowadzenie bloga powoduje, że jestem bardziej kreatywna i na czasie z wnętrzarskimi trendami, traktuję to więc trochę jako część mojej pracy.

Poniżej jeszcze zdjęcia z mojego ulubionego działu. Jednak blog Architektnaszpilkach.pl to trendy, miejsca, podróże, komentarze. Fajna strona, na której można zabłądzić na godzinę, dwie...











Aby przenieść się na stronę Architekta (Architektki) na Szpilkach, wystarczy kliknąć w link poniżej. 

środa, 15 października 2014

Cztery kąty i sikorki, czyli dwa zupełnie różne tematy w jednym wpisie

Uwielbiamy pojawiać się w prasie. I przez zaimek "my" nie mam na myśli siebie, ale Dekornika jako brandu, jako firmy, którą prasa wnętrzarska traktuje jako godną zaufania. Na tyle godną, że można nas pokazać w roli doradców i ekspertów. Po pierwsze dlatego, że m.in. po to zakłada się firmę, żeby być postrzeganym jako profesjonalista. Na początku nikt nim nie jest, bo nawet jeśli znamy się na tym, co robimy, nie znamy się na prowadzeniu firmy. A jeśli jesteśmy biznesowym weteranem, z nową firmą najczęściej wypływamy na nieznane wody, wchodzimy w obce środowisko. I dopiero po kilku latach (nie miesiącach) możemy powiedzieć, że znamy zarówno jedną jak i drugą stronę tej aktywności. I takie eksperckie pojawianie się w poczytnych magazynach jest dowodem, że robimy fajną robotę. Po drugie, takie publikacje to uwiarygodnienie nas jako Dekornika w oczach klientów. I to jest nie do przecenienia. Nie muszę chyba tłumaczyć, dlaczego :)
I w tym miesiącu, oprócz Olivii, pojawiliśmy się w Czterech Kątach jako Ci, którzy wiedzą, co to są okleiny na meble. Znamy je, potrafimy zamontować, i - co ważniejsze dla artykułu - potrafimy wyjaśnić, jak je zamontować. Duża publikacja!
Jeszcze tylko wspomnę, jaka to frajda, kiedy rano wyskakuję po owoce na śniadanie i w sklepie najpierw zatrzymuję się przy regale z gazetami i przeglądam je szybciutko. Jeśli znajduję naszą publikację w jednym z tytułów, od razu na twarzy rysuje się uśmiech. I tak kupuję już owoce ciesząc się do nich, ciesząc się do koszyka, ciesząc się do pani przy kasie. Jestem pewna, że niedługo zapytają się mnie, jakie leki przyjmuję...





Jeszcze chwila z prywatą. Na drzewach za naszym balkonem zaroiło się od sikorek. W niektóre poranki gałęzie aż uginają się pod ciężarem tych żółtych ptaków. Wszyscy wiemy, że sikorka to stworzenie niewielkie, więc tym bardziej można sobie wyobrazić, ile musi ich być, aby obciążyć gałąź leciwego drzewa. W weekend buszowałam po internecie  w poszukiwaniu wskazówek, czym karmić te stworzonka, jeśli nie chcę wywieszać słoniny (Dom wegetarian. Oprócz kotów.) Otrzymałam odpowiedź, że najlepsze są tłuste ziarna, takie jak słonecznik, dynia, sezam. Więc sypię. Słonecznik znika od razu, sezam w drugiej kolejności, dynia ma chyba zbyt duży rozmiar i trzeba ją będzie połamać. A sikorki śliczne.
Ale oprócz sikorek mam nową znajomą. Wronę. Przylatuje co rano, siada na poręczy, nie wyjada sikorkom jedzenia. Tylko siedzi i patrzy przez chwilę, co dzieje się w środku. Dziś przyleciała z kawałkiem chleba w dziobie. Serce mówi mi, że to prezent dla mnie, ale rozum podpowiada, że to sugestia, co mam położyć następnym razem na poręczy. Faktycznie, chleba nie zostawiła. Więc jednak sugestia. Położę ten chleb, niech zje.
Przeczytałam też na Wikipedii, że wrony polują na małe ptaki. Mam nadzieję,  że nie na sikorki. W ogóle z Wikipedii wynika, że wrona to paskudne zwierzę, które żeruje, zabiera innym i pastwi się. Muszę przemyśleć tę znajomość. Tylko najpierw skoczę po chleb.





I jeszcze dodam na koniec, że się buntuję. Nie potrafię wstawać o mojej normalnej godzinie, czyli o szóstej rano. Budzę się, patrzę za okno, widzę ciemność i kładę się z powrotem, myśląc, że zwariowałam (ja i budzik), bo nie może być później niż trzecia w nocy. I tak od tygodnia przesypiam moje poranne ulubione godziny.

poniedziałek, 13 października 2014

Jack D., czyli nieoczekiwana zmiana miejsc

Pomysł cudowny!
Klasyczna butelka po trunku, a w niej żel pod prysznic o podobnym kolorze, co oryginalna zawartość. Proste do wykonania. Kapitalnie wyglądałby także płyn do mycia naczyń w takim połączeniu. I nawet można go postawić bardziej w jego środowisku (piszę o środowisku Jacka). Ale wtedy też łatwiej się pomylić...



Pomysł pochodzi z lifestyle'owego bloga BYYOA http://byyoa.blogspot.com/

Jeszcze chwila w temacie dekorowania słoików z przyprawami. Bite Delite (bardzo popularny blog tej samej autorki co BYYOA i zresztą bohaterki naszej rubryki Polka potrafi... blogować) pokazuje, jak podpisać pojemnik wytłaczarką dymo, sugerowaną zresztą w komentarzach pod TYM postem.  Ładnie, zastanawiam się.
https://www.youtube.com/watch?v=l8yjmBDENwI

piątek, 10 października 2014

Na poddaszu, czyli tak powstaje jeden z najfajniejszych blogów


My Attict to blog, który czytam, oglądam i śledzę od zawsze. Chyba od zawsze.

My Attic to holenderski blog, prowadzony przez Marij, właścicielkę ślicznego domu. Wnętrze ma biała bazę, po to, aby odpowiednio je doświetlić, a jak wiemy holenderskie domy nie grzeszą przestronnością. A potem to już wolna amerykanka z zacięciem retro. Fantastycznie dobrane dodatki z pchlich targów i galerii, mnóstwo kwiatów (nie moja domena) i faktur na poduszkach a la Diane von Furstenberg. Na dokładkę kolorowy minitaras.
Szczególnie podobają mi się wstawki z lat (mniej więcej) sześćdziesiątych, czyli meble o prostej formie, w naturalnych kolorach i z dobrego drewna "bez domieszki".

Jest to wnętrze, które warto obejrzeć. Jest to też blog, który warto obejrzeć i - dla wszystkich anglojęzycznych - przeczytać.

Ostatnio zdjęcia z bloga pojawiły się nawet na stronie francuskiego Marie Claire Maison.

Bravo!











Aby przenieść się na bloga, wystarczy kliknąć na logo na początku materiału. 


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...