Taki dom to moje marzenie. To przystań amerykańskiego projektanta (bardzo trendy!) Johnatana Adlera. Adlera znam z blogów, które śledzę, chociażby Made by Girl, jest tam wspominany dość często, a jego prace warto mieć (jeśli jest się amerykańskim blogerem lifestyle'owym :)
Adler znalazł swoją przystań na wyspie Shelter (w tłumaczeniu "schronienie"), niedaleko Nowego Jorku.
Dla mnie ten dom to zagadka. A raczej zgadywanka. Co pochodzi skąd, czyjego jest projektu i w jakich latach został stworzony. Fantastyczne połączenie klasyki designu z orientalnymi suwenirami z Kamerunu czy Maroka. Wszystko to w aurze koloru i zabawy. Zbyt wyraziste wzory i obrazoburcze obrazy :) Fantastyczna odwaga i pomimo natłoku elemntów, świetny dobór.
Co podoba mi się najbardziej:
- bezkonkurencyjne są ściany z kafelków. Marzenie nad marzeniami.
- barek z muralem w żurawie (chyba)
- pies z kapeluszami, rzeźba, która dopełnia wszystkiego. Snobizm z przymrużonym okiem. Teoretycznie niemożliwe, a tu proszę, jak się pięknie sprawdziło.
Co mi się nie podoba:
- drewniany sufit. Sprawia, że pomieszczenie jest ciemne. Wolę jednak światło, choć pewnie panowie mają go na Shelter aż w nadmiarze.
Poprosiliśmy także Kasię Antończyk ze znanego już pewnie wszystkim bloga ARCHITEKT NA SZPILKACH o to, aby wzięła udział w naszej zabawie, czyli poszukała w domu Adlera klasyków. Pierwszą rzecz, jaką napisała do nas w mailu to "Znam ten dom Adlera, jest przecudowny."
A potem już nastąpiła lista produktów z plakietką Classic.
Czy ktoś z czytających znalazł jeszcze coś ekstra?
PS O samym Adlerze nie piszę, ponieważ poświęcę mu oddzielny wpis. Warto.
PS2 Zdjęcia pochodzą z magazynu "czas na Wnętrze" - numer najnowszy, w kioskach :)
czwartek, 30 lipca 2015
niedziela, 26 lipca 2015
Miasto żyje, czyli dlaczego przez ostatni weekend Warszawa nareszcie była stolicą europejską
Przez cztery dni Warszawa była innym miastem.
W czwartek rano miałam wizytę w redakcji po drugiej stronie miasta i Wisły, czyli na warszawskiej Pradze. Jest to parę kilometrów, a ponieważ mieszkam i pracuję blisko dworca głównego (zwanego Centralnym), to stamtąd pomknęłam do celu komunikacją miejską. Przechodząc przez korytarze Dworca Centralnego nie dało się nie zauważyć grup podejrzanie wyglądających ludzi. Siedzieli na schodach, wędrowali w kierunku centrum handlowego, próbowali orientować się w pojęciu ogólnym. Wszyscy “backpackersko” zadowoleni.
Ten przypływ cudzoziemców do Warszawy wywołał chyba sobotni koncert legendy rocka, czyli zespołu AC/DC.
I taką “najechaną” Warszawę chcę oglądać. Chcę oglądać to miasto pełne turystów, których widać wszędzie, nie tylko zgromadzonych wokół kolumny Zygmunta. To frajda pomagać znaleźć drogę, polecać knajpy, hostele i móc pogawędzić chwilę o Warszawie. To frajda patrzeć na ludzi zainteresowanych, rozglądających się, ciekawych naszych ulic. Budzi to pewien rodzaj dumy z miasta. Wtedy, kiedy słyszymy o Warszawie takie przymiotniki jak “cool” , “awesome”, “the best” to po prostu muzyka dla uszu (może być taka jak AC/DC - jeśli ktoś lubi).
To właśnie chęć przynależności do tej grupy skłoniła mnie do pójścia na sobotni koncert (plus namowy Maćka, który bilet miał już kupiony).
Jeśli Rock’n’Roll ma generować kolejne takie pokolenia i jeśli ma tak pięknie ożywiać ulice, to niech nigdy nie umiera.
czwartek, 23 lipca 2015
Konkurs na Facebooku, czyli lojalnie mówimy, że w Dekorniku można wygrać sarenkę
A można wygrać śliczny portret jeszcze śliczniejszej sarenki. Szukamy jedynie imienia dla biedactwa. Jest tak wdzięcznym zwierzątkiem, że postanowiliśmy stworzyć dla malucha historię. Dlatego szukamy imienia głównej bohaterki.
Portret sarenki można zobaczyć tutaj:
http://www.dekornik.pl/nowosci
A konkurs - jedynie na Facebooku - można zobaczyć, klikając na obrazek poniżej:
Portret sarenki można zobaczyć tutaj:
http://www.dekornik.pl/nowosci
A konkurs - jedynie na Facebooku - można zobaczyć, klikając na obrazek poniżej:
wtorek, 21 lipca 2015
Zuza i ja, czyli jak to jest przeglądać Czas na Wnętrze z 12-latką
Czy pamiętacie, jak to jest mieć 12 lat? Co robiliście?
Ostatnio moja 12-letnia bratanica, Zuza, zapytała mnie, w co się bawiłam, kiedy byłam dzieckiem. Co robiłyśmy z koleżankami z podwórka. Oprócz klasycznego wiszenia głową w dół na trzepaku (jaka szkoda, że większość została wykopana) bawiłyśmy się w architektów. Sprowadzało się to do podkradania kawałków wapna z pobliskiej budowy i rysowania na betonie planów domu. Planowania wszystkie, jak będzie wyglądało rozplanowanie pokoi, gdzie będą stały fotele, jakie zwierzęta będą mieli właściciele (najczęściej my same). Poza tym konstruowałyśmy magazyny i książki. Wyrywałyśmy wszystkie kartki z bloku rysunkowego i pozbawiałyśmy wszystkie magazyny obrazków. Zdjęcia były misternie wycinane i naklejane na kartki z bloku, a następnie wkładane w maszynę do pisania (jako jedyna posiadałam taki skarb) i zapisywane tekstami z kosmosu :) Magazyny dotyczyły głównie mody i urody, a książki zwierząt (napisałam książkę o kotach) i muzyki (historia grupy Queen). I szyłyśmy ubranka dla lalek. W zaprzyjaźnionych sklepach z materiałami (kiedyś taki mieścił się w kultowej meblarskiej Emilce w centrum Warszawy) wyłudzałyśmy niepotrzebne skrawki materiałów i z nich powstawały całe kolekcje.
Co ciekawe, kiedy opowiedziałam te historie Zuzi, uświadomiłam sobie, że większość z nich pokrywa się z tym, co robiłam lub robię teraz w tzw. życiu zawodowym. Pracowałam w magazynie i byłam szefową działów moda i uroda. Mam dwa koty. Projektuję dekoracje do wnętrz i na co dzień mam kontakt z rysunkami architektonicznymi. Na liście pozostało jeszcze śpiewanie. Ale też przyjdzie na nie czas :)
A co o Zuzi świadczą jej wybory? Co spodobało jej się w najnowszym wydaniu Czasu na Wnętrze. O tym poniżej. Nasza niewinna rozmowa uświadomiła mi, że warto zwracać uwagę na takie "szczegóły", bo znajdziemy je potem w naszym nieco poważniejszym życiu.
Z całego numeru wybrałyśmy rzeczy, które podobają nam się najbardziej. Moje wybory zaznaczone są kolorem łososiowym, a Zuzy żółtym.
Śliczna butelka na ocet (lub nalewkę) MIA HOME, 99 zł.
Filiżanka na cappucino, kapitalna , a-TAB , 79 zł za 2 sztuki
Lampa Meldtown, AKADEMIA ARCHITEKTURY, klosze z dmuchanego szkła, 9380 zł
Kolorowa patera do ciasta, H&M Home

Tu jedynie moje wyboru. Zuza nie przepada chyba za drewnem (z jednym wyjątkiem, który pokażę niżej) ani za tropikami w designie. Dlatego moim faworytami z kolejnych stron były:
Drewniana deska z kloszem , H&M Home
Lampa industrialna, PUFA DESIGN, 1245 zł
Złoty ananas do dekoracji, Nordal
Wiszący fotel, Nautica, Mut Design
Rozkładana sofa Nova (pięęęękna, chcę ją do salonu!), Rolf Benz
W tym punkcie się zgadzamy - stoliki projektu Konstantina Grcica
Schody - ulubiony element Zuzy, wyłapuje wszystkie schody w gazecie (????) - te projektu Konstantina
Co do projektów Pantona także się zgadzamy. Cudne.
Bardzo fajny materiał, polecam przeczytanie. O tym, jak powstawały słynne krzesła i ile razy je poprawiano! Nie wszystko, co genialne rodzi się w sekundę. Nie wszystko warte pokazania, zyskuje aprobatę w sekundę (patrz: seria o Harrym Potterze odrzucona przez 12 wydawców!)
Flamingi z domu Allison Julius i Louisa Marry. To mieszkanie roi się od ikon współczesnego designu (trochę nawet ten rój za duży). Ale te ceramiczne flamingi (nie zostały podpisane) nas urzekły.
Mieszkanie post-studentów zaprojektowane przez ludzi z Pepe Pracownia. Bardzo radosne. Bardzo proste, oparte na płachtach kolorów. Bardzo optymistyczne. Szkoda, że czerwony stolik z drewnianą tacą nie został podpisany. Chyba zadzwonię do redakcji albo studia, bo obecnie poszukujemy stolika do salonu (i - wiecznie - kanapy!).
Schody dla Zuzy, choć materiał dotyczył podłóg.
Schody dla Zuzy po raz trzeci. Chociaż to jedynie reklama.
Czy macie pomysł, o czym świadczą te schody? Ja cały czas nie mogę wybić sobie tego z głowy :)
Ostatnio moja 12-letnia bratanica, Zuza, zapytała mnie, w co się bawiłam, kiedy byłam dzieckiem. Co robiłyśmy z koleżankami z podwórka. Oprócz klasycznego wiszenia głową w dół na trzepaku (jaka szkoda, że większość została wykopana) bawiłyśmy się w architektów. Sprowadzało się to do podkradania kawałków wapna z pobliskiej budowy i rysowania na betonie planów domu. Planowania wszystkie, jak będzie wyglądało rozplanowanie pokoi, gdzie będą stały fotele, jakie zwierzęta będą mieli właściciele (najczęściej my same). Poza tym konstruowałyśmy magazyny i książki. Wyrywałyśmy wszystkie kartki z bloku rysunkowego i pozbawiałyśmy wszystkie magazyny obrazków. Zdjęcia były misternie wycinane i naklejane na kartki z bloku, a następnie wkładane w maszynę do pisania (jako jedyna posiadałam taki skarb) i zapisywane tekstami z kosmosu :) Magazyny dotyczyły głównie mody i urody, a książki zwierząt (napisałam książkę o kotach) i muzyki (historia grupy Queen). I szyłyśmy ubranka dla lalek. W zaprzyjaźnionych sklepach z materiałami (kiedyś taki mieścił się w kultowej meblarskiej Emilce w centrum Warszawy) wyłudzałyśmy niepotrzebne skrawki materiałów i z nich powstawały całe kolekcje.
Co ciekawe, kiedy opowiedziałam te historie Zuzi, uświadomiłam sobie, że większość z nich pokrywa się z tym, co robiłam lub robię teraz w tzw. życiu zawodowym. Pracowałam w magazynie i byłam szefową działów moda i uroda. Mam dwa koty. Projektuję dekoracje do wnętrz i na co dzień mam kontakt z rysunkami architektonicznymi. Na liście pozostało jeszcze śpiewanie. Ale też przyjdzie na nie czas :)
A co o Zuzi świadczą jej wybory? Co spodobało jej się w najnowszym wydaniu Czasu na Wnętrze. O tym poniżej. Nasza niewinna rozmowa uświadomiła mi, że warto zwracać uwagę na takie "szczegóły", bo znajdziemy je potem w naszym nieco poważniejszym życiu.
Z całego numeru wybrałyśmy rzeczy, które podobają nam się najbardziej. Moje wybory zaznaczone są kolorem łososiowym, a Zuzy żółtym.
Śliczna butelka na ocet (lub nalewkę) MIA HOME, 99 zł.
Filiżanka na cappucino, kapitalna , a-TAB , 79 zł za 2 sztuki
Lampa Meldtown, AKADEMIA ARCHITEKTURY, klosze z dmuchanego szkła, 9380 zł
Kolorowa patera do ciasta, H&M Home

Tu jedynie moje wyboru. Zuza nie przepada chyba za drewnem (z jednym wyjątkiem, który pokażę niżej) ani za tropikami w designie. Dlatego moim faworytami z kolejnych stron były:
Drewniana deska z kloszem , H&M Home
Lampa industrialna, PUFA DESIGN, 1245 zł
Złoty ananas do dekoracji, Nordal
Wiszący fotel, Nautica, Mut Design
Rozkładana sofa Nova (pięęęękna, chcę ją do salonu!), Rolf Benz
W tym punkcie się zgadzamy - stoliki projektu Konstantina Grcica
Schody - ulubiony element Zuzy, wyłapuje wszystkie schody w gazecie (????) - te projektu Konstantina
Co do projektów Pantona także się zgadzamy. Cudne.
Bardzo fajny materiał, polecam przeczytanie. O tym, jak powstawały słynne krzesła i ile razy je poprawiano! Nie wszystko, co genialne rodzi się w sekundę. Nie wszystko warte pokazania, zyskuje aprobatę w sekundę (patrz: seria o Harrym Potterze odrzucona przez 12 wydawców!)
Flamingi z domu Allison Julius i Louisa Marry. To mieszkanie roi się od ikon współczesnego designu (trochę nawet ten rój za duży). Ale te ceramiczne flamingi (nie zostały podpisane) nas urzekły.
Mieszkanie post-studentów zaprojektowane przez ludzi z Pepe Pracownia. Bardzo radosne. Bardzo proste, oparte na płachtach kolorów. Bardzo optymistyczne. Szkoda, że czerwony stolik z drewnianą tacą nie został podpisany. Chyba zadzwonię do redakcji albo studia, bo obecnie poszukujemy stolika do salonu (i - wiecznie - kanapy!).
Schody dla Zuzy po raz trzeci. Chociaż to jedynie reklama.
Czy macie pomysł, o czym świadczą te schody? Ja cały czas nie mogę wybić sobie tego z głowy :)
wtorek, 7 lipca 2015
DEKALOG REMONTOWY cz.10 ostatnia, czyli dlaczego opłaca się być Zosią Samosią
Akurat w tym punkcie z Maćkiem problemów nie mamy.
Maciek to urodzony pan Lutek z lutownicą. Ja w kombinowaniu też nie jestem najgorsza. Jeszcze kiedy mieszkałam sama, często przesuwałam szafy, fotele, stół. Mieszkałam w kawalerce a aneksem kuchennym i myślę, że gdyby można było przesuwać zabudowę kuchenną i piony, to i kuchnia zmieniałaby cyklicznie lokację. Kiedy zamieszkałam z Mackiem żartował, że wychodzi z jednego mieszkania, wraca do innego. Bo meble nie w tym miejscu. Albo na ścianach pełno nowych wydruków.
Kiedy mamy swoje mieszkanie, kiedy kupujemy, a mamy mnóstwo niespełnionych pomysłów aranżacyjnych, sprawa może się komplikować. Jeśli nie radzimy sobie z natłokiem inspiracji w głowie, warto się wtedy poradzić. W przeciwnym razie możliwe, że utkniemy w Cricolandzie. Jedne pokój będzie jak roller coaster, a drugi jak zamek strachu.
Warto za to bronić swojego (w końcu to nasze mieszkanie) i trzymać się jednej zasady. Im mniej na początku, tym lepiej. Dobrym przykładem są tu nasze mamy lub babcie, które zawsze opowiadają, że jak się wprowadzały, to nic nie miały, a teraz każda szafka kryje w sobie komplet innej zastawy stołowej. I to nierzadko na 40 osób.
Dużo prac warto wykonywać samemu. Tych małych, które nadają wnętrzu charakter. Samemu przytwierdzać ramki, wybierać dodatki a la rękodzieło. Nie zawieszać się przy idei mieszkania pod klucz.
Najlepszym przykładem może tu być mama Macka, która uwielbia swój dom. Całą „grubą” pracę zleciła oczywiście fachowcom, jednak już narzuty szyte są przez blogerki, a szafeczki wyszukane na targu staroci lub w sklepach kolonialnych. Zastawa stołowa skompletowana jest z różnych, pasujących do siebie elementów. Sztućce są stare, talerze nowe, nie każdy taki sam. I to tworzy klimat!
niedziela, 5 lipca 2015
Czas na myślenie, czyli 5 mądrych rzeczy z "Gry o biznes"
Izabela Makosz założyła warszawską sieć salonów depilacji Time for Wax. Koncept znany m.in. w Niemczech został zgrabnie i skutecznie przeniesiony do Polski. Po siedmiu latach intensywnej pracy nad rozwojem firmy, właścicielka postanowiła napisać książkę. I to nie byle jaką!
Mimo piątkowej wizyty u dentysty i ekstrakcji ósemek, pognałam na premierę, która odbyła się w niewielkim gronie w jednej z warszawskich knajpek. Ponieważ te książki są do kupienia w tandemach (jedna dla kupującej i jedna, aby obdarować nią bliską osobę), zabrałam ze sobą przyjaciółkę (mamę Zosi i Jacka, znajomych z naszych dekornikowych zdjęć). Znam wypowiedzi Izy Makosz na wylot - z filmów promocyjnych zamieszczanych na YouTubie oraz licznych wywiadów. I chciałam, abyśmy obie posłuchały wspólnie kobiety pewnej siebie, przebojowej i takiej, która wypracowała piękny model biznesowy. I to dosłownie wypracowała, bo jej opowieści pełne są nieprzespanych nocy, kołowrotków w głowie, tabeli, plansz, rozmów i rad. Czyli trochę jak każda z nas. Na początku jest taki mały poszukujący muminek, a kiedy zaczyna wszystko działać, łapiemy wiatr w żagle. Iza Makosz na dobry kurs wpłynęła już chyba na stałe (sama zresztą tak mówi) i dobrze posłuchać takiej osoby.
Ale czy dobrze poczytać?
Zastanawiałam się, czy w książce znajdę coś więcej niż na jej kanale poradniczym TIME FOR BUSINESS TV. TFB to osiemdziesiąt krótkich filmików, które podpowiadają, jak radzić sobie z codziennością, kiedy buduje się firmę i kształtuje markę. Obawiałam się, że książka będzie spisem wszystkiego, co w filmikach wyłożone jest za pomocą krótkich rad. Że zostanie to przywdziane w prozę i puszczone jako nowa treść.
A tu surprise :)
Gra o biznes / Sezon 1 (co sugeruje, że będzie sezon 2) to sprytna, piekielnie łatwa do czytania książka. Lektura zajęła mi jeden dzień. Iza Makosz po kolei wtajemnicza nas w momenty ważne w swoim życiu jak rzucenie korporacji, otwarcie pierwszego salonu, kryzys i konflikt załogi, walka o klienta. Fajne. Szybkie. Konkretne.
I teraz, uwaga, pięć najważniejszych rzeczy, które wyczytałam w tej książce (gradacja od najmniej do najbardziej treściwych):
NUMER 5: Jeśli planujesz dla biznesu ulotki lub katalogi, to upewnij się, że rozdaje je prawdziwy „ambasador” marki. A trudno, żeby był nim np. Pan listonosz. Dlatego jeśli już inwestujesz w druk, zainwestuj też w dobrego „listonosza”, który opowie o firmie i sprawi, że ktoś, do kogo trafi kartka, sprawdzi, co jest na niej napisane. jeśli inwestujesz w szkolenie, pamiętaj o tym, żeby sprawdzać efekty. Nie wystarczy zainwestować, potrzebna jest troska, o to, co się z tą inwestycją dzieje.
NUMER 4: Dbamy o relacje z klientami, przed zakupem i na długo po zakupie naszego produktu.
Jest takie ładne zdanie w książce Jacka Welcha („Winning znaczy zwyciężać”): Rozmawiaj często ze swoim klientem, bo tylko wtedy masz pewność, że nie rozmawia z nikim innym. Bardzo trafne. Jak się okazało, podobnie piszą w Polsce :)
NUMER 3: Otaczaj się tylko tymi, którym ufasz i którzy Cię wspierają.
Iza Makosz proponuje taki ładny podział:
1) Osoby niekompetentne, ale wspierające (rodzina)
2) Ci, którzy się nie znają, nie wiedzą, ale żeby nas uchronić przez rozczarowaniem mówią „Nie rób”. (też często rodzina:)
3) Niekompetentni i niewspierający (niezbyt fajni znajomi)
4) Kompetentni i wspierający, czyli ludzie, którzy coś osiągnęli (lub są w trakcie) i znają się. A do tego dobrze Ci życzą.
To, że grupę trzecią należy wyrzucić z kręgu najbliższych, to wiadomo. Grupy drugiej nie słuchać, bo kompetencji brak. Grupy pierwszej słuchać średnio uważnie, a w słowa ludzi z grupy czwartej wsłuchiwać jak w modlitwę. To gwarant jakości.
Ignorować tych niekompetentnych nauczyłam się jakieś dwa lata temu, to jest zadanie pikuś. Trudnym zadaniem jest za to znaleźć ludzi z grupy czwartej. Tak naturalnie i niewymuszenie (nie na spotkaniach tzw. networkingowych, ale w życiu). Znam takich osób tyle, że mogę wyliczyć na palcach jednej ręki. I chyba wyliczę:
- dziewczyny z HUSH WARSAW, czyli Magda Korcz i Ania Pięta, które z niczego założyły świetne targi mody. Znam je długo (sami występowaliśmy jeszcze na Ściegach Ręcznych, niegdysiejszej odsłonie Husha). Niewiele brakowało, a dziewczyny bym minęła. Nie chciałam brać udziały w targach, a namówiła mnie do tego Gosia, dziewczyna pracująca wtedy z nami. Poszłam. Wsiąkłam. Do dziś współpracujemy. Kapitalne, aktywne dziewczyny. Wariatki, ale pozytywnie. http://hushwarsaw.com/
- Ola z bloga „Apetyczne Wnętrze”. Ola komentowała kiedyś nasze remontowe zmagania na blogu. Napisała wtedy, że sama prowadzi bloga i przez kilka lat obserwowałam, jak rozwija się jej strona. Od tego czasu (to jakieś 4 lata chyba) Apetyczne przerosło Dekornikowego bloga i teraz to ja komentuję u Oli :) Ola jest architektem i blog jest jej pasją. W tym roku po raz pierwszy zgromadzila wnętrzarskie blogerki i wywiozła je do Krakowa. Sama obdzwoniła firmy, wypytała o spotkania, upominki. Zorganizowała hotel w zamian za wzmianki na blogach. Świetna akcja. Do tego wreszcie w tym roku po raz pierwszy się spotkałyśmy (zostałam przez nią przyszpilona krótki mailem o treści: KASIAAAAAA, KAWAAAAA!) i nie żałuję. Marzę, żeby Ola dołączyła kiedyś do naszej Ekipy Dekornika. I kiedyś to zrobimy! http://apetycznewnetrze.blogspot.com/
- Magda Pankiewicz - ilustratorki i malarka. Talent nieprzeciętny. Też komentowała nasze wyczyny remontowe. Kliknęłam w załączony link i przepadłam. Zakochałam się w kresce Magdy. Kilkukrotnie już publikowałam jej prace na blogu, a przez chwilę miałam pomysł umieszczenia jej rysunków w naszym sklepie. Dekornik ma jednak inny koncept i finalnie zrezygnowałam. Ale wspieram. Z Magdą zrobiłyśmy kiedyś nawet wspólną akcję w biurze, które dekorowaliśmy. Wykonała dla firmy specjalną grafikę przedstawiającą ikony PRLu. Firma była zachwyconą efektem, o swoich wrażeniach nie mówię. Teraz Magda ilustruje dla Zwierciadła, Orange, Nivei i H&M. http://www.magdalenapankiewicz.com/
- Beatka, czyli autorka bloga mamanabahama.blogspot.com i moja skarbnica dobrych rad. Jedyna dziewczyna, jaką znam, która nie waha się chwycić słuchawkę lub błyskawicznie wyskrobać maila, kiedy wpadamy na jakiś pomysł. Dlatego pomaga nam w Dekornikowej i Kumatej promocji. Generalnie nie lubię radzić się ludzi. Nie lubię opowiadać i dostawiać znaków zapytania, ale Beata jest chyba jedyną osobą (oprócz Maćka), której zdradzam stan mojego umysłu. Piekielnie mądra osoba. Mama małej Laury, autorka wspomnianego bloga, doktor polonistyki i pasjonatka polskiego (choć chyba nie tylko) designu. Stały „wykładowca” targów i szkół wnętrzarskich i redaktor fachowych portali. Full kompetencja. http://mamanabahama.blogspot.com/
Więcej „grzesznych” nie pamiętam :)
NUMER2: Drużyna to jedno! Nie trener i zawodnicy, ale drużyna. Gramy do jednej bramki. Nie ma firmy, nie ma pracy. Ani dla załogi, ani dla brygadzisty. Dlatego bądź dobrym zawodnikiem na boisku, bądź dobrym trenerem.
Jest w książce anegdota, kiedy autorka, prowadząca do tej pory firmę według wbudowanego wyobrażenia szefostwa i przywództwa, zorganizowała anonimową ankietę o tym, jak dziewczyny z TFW postrzegają firmę. A jak firmę to i brygadzistę. No i się dowiedziała! Iza wyczytała o sobie takie rzeczy, że potem był tylko płacz. Na szczęście po nim nastąpiła akcja (czyt. zmiana). Dobra, pouczająca historia.
NUMER1: Działaj. Nie dumaj. Nie bajdurz.
W książce „Work Smarts” Betty Liu (dziennikarki Bloomberga) wyczytałam z kolei piękną przypowiastkę, która wspaniale wpisuje się w opowieści z polskiego podwórka i książki „Gra o biznes":
W balii pełnej wody pływa pięć myszy. Cztery z nich postanawia wyskoczyć. Ile myszy zostaje w balii?
ODPOWIEDŹ: Pięć. bo pomiędzy mówieniem a działaniem jest duża różnica.
I z tą myślą zostawiam Państwa. Dobrego czytania. I działania.
Mimo piątkowej wizyty u dentysty i ekstrakcji ósemek, pognałam na premierę, która odbyła się w niewielkim gronie w jednej z warszawskich knajpek. Ponieważ te książki są do kupienia w tandemach (jedna dla kupującej i jedna, aby obdarować nią bliską osobę), zabrałam ze sobą przyjaciółkę (mamę Zosi i Jacka, znajomych z naszych dekornikowych zdjęć). Znam wypowiedzi Izy Makosz na wylot - z filmów promocyjnych zamieszczanych na YouTubie oraz licznych wywiadów. I chciałam, abyśmy obie posłuchały wspólnie kobiety pewnej siebie, przebojowej i takiej, która wypracowała piękny model biznesowy. I to dosłownie wypracowała, bo jej opowieści pełne są nieprzespanych nocy, kołowrotków w głowie, tabeli, plansz, rozmów i rad. Czyli trochę jak każda z nas. Na początku jest taki mały poszukujący muminek, a kiedy zaczyna wszystko działać, łapiemy wiatr w żagle. Iza Makosz na dobry kurs wpłynęła już chyba na stałe (sama zresztą tak mówi) i dobrze posłuchać takiej osoby.
Ale czy dobrze poczytać?
Zastanawiałam się, czy w książce znajdę coś więcej niż na jej kanale poradniczym TIME FOR BUSINESS TV. TFB to osiemdziesiąt krótkich filmików, które podpowiadają, jak radzić sobie z codziennością, kiedy buduje się firmę i kształtuje markę. Obawiałam się, że książka będzie spisem wszystkiego, co w filmikach wyłożone jest za pomocą krótkich rad. Że zostanie to przywdziane w prozę i puszczone jako nowa treść.
A tu surprise :)
Gra o biznes / Sezon 1 (co sugeruje, że będzie sezon 2) to sprytna, piekielnie łatwa do czytania książka. Lektura zajęła mi jeden dzień. Iza Makosz po kolei wtajemnicza nas w momenty ważne w swoim życiu jak rzucenie korporacji, otwarcie pierwszego salonu, kryzys i konflikt załogi, walka o klienta. Fajne. Szybkie. Konkretne.
I teraz, uwaga, pięć najważniejszych rzeczy, które wyczytałam w tej książce (gradacja od najmniej do najbardziej treściwych):
NUMER 5: Jeśli planujesz dla biznesu ulotki lub katalogi, to upewnij się, że rozdaje je prawdziwy „ambasador” marki. A trudno, żeby był nim np. Pan listonosz. Dlatego jeśli już inwestujesz w druk, zainwestuj też w dobrego „listonosza”, który opowie o firmie i sprawi, że ktoś, do kogo trafi kartka, sprawdzi, co jest na niej napisane. jeśli inwestujesz w szkolenie, pamiętaj o tym, żeby sprawdzać efekty. Nie wystarczy zainwestować, potrzebna jest troska, o to, co się z tą inwestycją dzieje.
NUMER 4: Dbamy o relacje z klientami, przed zakupem i na długo po zakupie naszego produktu.
Jest takie ładne zdanie w książce Jacka Welcha („Winning znaczy zwyciężać”): Rozmawiaj często ze swoim klientem, bo tylko wtedy masz pewność, że nie rozmawia z nikim innym. Bardzo trafne. Jak się okazało, podobnie piszą w Polsce :)
NUMER 3: Otaczaj się tylko tymi, którym ufasz i którzy Cię wspierają.
Iza Makosz proponuje taki ładny podział:
1) Osoby niekompetentne, ale wspierające (rodzina)
2) Ci, którzy się nie znają, nie wiedzą, ale żeby nas uchronić przez rozczarowaniem mówią „Nie rób”. (też często rodzina:)
3) Niekompetentni i niewspierający (niezbyt fajni znajomi)
4) Kompetentni i wspierający, czyli ludzie, którzy coś osiągnęli (lub są w trakcie) i znają się. A do tego dobrze Ci życzą.
To, że grupę trzecią należy wyrzucić z kręgu najbliższych, to wiadomo. Grupy drugiej nie słuchać, bo kompetencji brak. Grupy pierwszej słuchać średnio uważnie, a w słowa ludzi z grupy czwartej wsłuchiwać jak w modlitwę. To gwarant jakości.
Ignorować tych niekompetentnych nauczyłam się jakieś dwa lata temu, to jest zadanie pikuś. Trudnym zadaniem jest za to znaleźć ludzi z grupy czwartej. Tak naturalnie i niewymuszenie (nie na spotkaniach tzw. networkingowych, ale w życiu). Znam takich osób tyle, że mogę wyliczyć na palcach jednej ręki. I chyba wyliczę:
- dziewczyny z HUSH WARSAW, czyli Magda Korcz i Ania Pięta, które z niczego założyły świetne targi mody. Znam je długo (sami występowaliśmy jeszcze na Ściegach Ręcznych, niegdysiejszej odsłonie Husha). Niewiele brakowało, a dziewczyny bym minęła. Nie chciałam brać udziały w targach, a namówiła mnie do tego Gosia, dziewczyna pracująca wtedy z nami. Poszłam. Wsiąkłam. Do dziś współpracujemy. Kapitalne, aktywne dziewczyny. Wariatki, ale pozytywnie. http://hushwarsaw.com/
- Ola z bloga „Apetyczne Wnętrze”. Ola komentowała kiedyś nasze remontowe zmagania na blogu. Napisała wtedy, że sama prowadzi bloga i przez kilka lat obserwowałam, jak rozwija się jej strona. Od tego czasu (to jakieś 4 lata chyba) Apetyczne przerosło Dekornikowego bloga i teraz to ja komentuję u Oli :) Ola jest architektem i blog jest jej pasją. W tym roku po raz pierwszy zgromadzila wnętrzarskie blogerki i wywiozła je do Krakowa. Sama obdzwoniła firmy, wypytała o spotkania, upominki. Zorganizowała hotel w zamian za wzmianki na blogach. Świetna akcja. Do tego wreszcie w tym roku po raz pierwszy się spotkałyśmy (zostałam przez nią przyszpilona krótki mailem o treści: KASIAAAAAA, KAWAAAAA!) i nie żałuję. Marzę, żeby Ola dołączyła kiedyś do naszej Ekipy Dekornika. I kiedyś to zrobimy! http://apetycznewnetrze.blogspot.com/
- Magda Pankiewicz - ilustratorki i malarka. Talent nieprzeciętny. Też komentowała nasze wyczyny remontowe. Kliknęłam w załączony link i przepadłam. Zakochałam się w kresce Magdy. Kilkukrotnie już publikowałam jej prace na blogu, a przez chwilę miałam pomysł umieszczenia jej rysunków w naszym sklepie. Dekornik ma jednak inny koncept i finalnie zrezygnowałam. Ale wspieram. Z Magdą zrobiłyśmy kiedyś nawet wspólną akcję w biurze, które dekorowaliśmy. Wykonała dla firmy specjalną grafikę przedstawiającą ikony PRLu. Firma była zachwyconą efektem, o swoich wrażeniach nie mówię. Teraz Magda ilustruje dla Zwierciadła, Orange, Nivei i H&M. http://www.magdalenapankiewicz.com/
- Beatka, czyli autorka bloga mamanabahama.blogspot.com i moja skarbnica dobrych rad. Jedyna dziewczyna, jaką znam, która nie waha się chwycić słuchawkę lub błyskawicznie wyskrobać maila, kiedy wpadamy na jakiś pomysł. Dlatego pomaga nam w Dekornikowej i Kumatej promocji. Generalnie nie lubię radzić się ludzi. Nie lubię opowiadać i dostawiać znaków zapytania, ale Beata jest chyba jedyną osobą (oprócz Maćka), której zdradzam stan mojego umysłu. Piekielnie mądra osoba. Mama małej Laury, autorka wspomnianego bloga, doktor polonistyki i pasjonatka polskiego (choć chyba nie tylko) designu. Stały „wykładowca” targów i szkół wnętrzarskich i redaktor fachowych portali. Full kompetencja. http://mamanabahama.blogspot.com/
Więcej „grzesznych” nie pamiętam :)
NUMER2: Drużyna to jedno! Nie trener i zawodnicy, ale drużyna. Gramy do jednej bramki. Nie ma firmy, nie ma pracy. Ani dla załogi, ani dla brygadzisty. Dlatego bądź dobrym zawodnikiem na boisku, bądź dobrym trenerem.
Jest w książce anegdota, kiedy autorka, prowadząca do tej pory firmę według wbudowanego wyobrażenia szefostwa i przywództwa, zorganizowała anonimową ankietę o tym, jak dziewczyny z TFW postrzegają firmę. A jak firmę to i brygadzistę. No i się dowiedziała! Iza wyczytała o sobie takie rzeczy, że potem był tylko płacz. Na szczęście po nim nastąpiła akcja (czyt. zmiana). Dobra, pouczająca historia.
NUMER1: Działaj. Nie dumaj. Nie bajdurz.
W książce „Work Smarts” Betty Liu (dziennikarki Bloomberga) wyczytałam z kolei piękną przypowiastkę, która wspaniale wpisuje się w opowieści z polskiego podwórka i książki „Gra o biznes":
W balii pełnej wody pływa pięć myszy. Cztery z nich postanawia wyskoczyć. Ile myszy zostaje w balii?
ODPOWIEDŹ: Pięć. bo pomiędzy mówieniem a działaniem jest duża różnica.
I z tą myślą zostawiam Państwa. Dobrego czytania. I działania.
Subskrybuj:
Posty (Atom)