...dni pięknych jak Bardotka, wieczorów szalonych jak Montmartre i nocy uderzających do głowy jak szampan z Szampanii :) Do tego rozmachu godnego haussmannowskich bulwarów, stylu jak od Chanel i odwagi Napoleona.
Dla wszystkich zaglądających na naszego bloga, z Paryża, w klimacie, Dekorniki.
poniedziałek, 31 grudnia 2012
Mądrości z paryskiego mieszkania.
Nasze mieszkanie jest obwieszone wycinankami, cytatami, sentencjami i wywiadami. Od japońskich myślicieli, poprzez bajki, na wywiadzie z Richardem Avedonem i Peterem Lindbergiem skończywszy, których to nasza gospodyni jest wielką fanką. Nasza gospodyni jest także matką dorastającej dziewczyny, ok. trzynastoletniej, i usłanie wnętrz drukowanymi przekazami to chyba niezły pomysł na pobudzenie kreatywności. To M2 na prawie każdej wolnej ścianie ma zawieszone kartki z laurkami, wierszami, ilustracjami od mamy dla córki lub odwrotnie. I to urzeka.Gospodyni, choć z zawodu fryzjerska, hoobbystycznie zajmuje się malarstwe, czego potwierdzenie znajduje się poniżej.
I dwa cytaty - z tych mniej osobistych - przełożę teraz na bloga. Pierwszy - prosty i brutalny (ale za to jak prawdziwy!); drugi - ździebko filozoficzny.
No to najpierw Bill Gates i zasady, których nie nauczyli nas w szkole. Proszę o przymrużenie oka.
1. Życie nie jest sprawiedliwe. Przyzwyczaj się do tego.
2. Świat nie dba o twoje poczucie pewności. Oczekuje za to od ciebie osiągnięcia czegoś ZANIM poczujesz się dobrze we własnej skórze.
3. Nie zarobisz znacznych sum od razu po ukończeniu uczelni. Nie dostaniesz od razu stanowiska wiceprezesa ani świetnego samochodu służbowego, dopóki sam na to nie zasłużysz.
4. Jeśli myślisz, że twój nauczyciel był surowy, poczekaj aż będziesz miał szefa...
5. Smażenie kotletów nie jest poniżej twojej godności. Twoi dziadkowie mieli znacznie lepsze określenie na taką pracę: SZANSA.
6. Jeśli coś zawalisz, nie zwalaj na rodziców czy wychowanie. Zamiast skarżyć się na swoje błędy, wyciągnij z nich naukę.
7. Myślisz, że twoi rodzice zawsze byli tacy przewidywalni? Nie, oni też byli w twoim wieku. Zmienili się w przewidywalnych, bo zamiast zabawy mają na głowie płacenie twoich rachunków, pranie twoich ubrań i słuchaniu o tym, jakie dzisiejsze czasy są super. Zanim najdą Cie myśli, że ich sprzątnąć, spróbuj posprzątać najpierw swój pokój.
8. Może i system bezstresowego wychowania przeniknął do szkół, ale nie do dorosłego życia. I o ile twój nauczyciel da ci sporo szans, żeby się wyciągnąć, o tyle szef tego nie zrobi.
9. Życie nie jest podzielone na semestry. W większości zawodów nie ma dwumięcznych wakacji, a twoi przełożeni nie pomogą ci "odnaleźć siebie". Więc spróbuj to zrobić we własnym czasie.
10. Telewizja NIE JEST prawdziwym życiem. W tym drugim ludzie jednak wychodzą z kawiarni, aby pójść na ósmą do pracy.
11. Bądź miły dla kujonów. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że kiedyś będziesz dla jednego z nich pracował...
PS1 Pisałam o przymrużeniu oka... :)
I jeszcze fotograf Peter Lindberg, fragment wywiadu z 1996 roku.
Co to jest kreatywnoć?
Kreacja to powstanie czegoś. A COŚ nigdy nie powstaje z NICZEGO, dlatego bazą dla kreacji są nasze emocje, uczucia, pomysły. A te z kolei biorą się z doświadczeń. Jeżeli kreatywnością nazywamy wyrażanie siebie, to najlepszą drogą do tego jest właśnie czerpanie z tej wewnętrznej studni doświadczeń. Wszystko co nas spotyka jest jej wypełnieniem.
Są ludzie, którzy muszą tworzyć. Są też tacy, którzy przyjmują to, co zostało już zrobione, analizują. Jednak każdy z nich może być kreatywny, jeśli znajdzie drogę, jak włączyć nasze przeżycia do tego, co robimy na co dzień. Wtedy praca stanie się częścią tego, czym/kim naprawdę jesteśmy.
Ufff... Trochę to zawiłe, ale generalnie chodzi o to, żeby robić to co się kocha i robić to szczerze, osobiście, bo wtedy możemy mówić o kreacji.
SP2 Czy ktoś z Państwa pamięta film petera Lindberga z 1991 "Supermodels"? A jeśli tak, czy wiedzą Państwo, czy istnieje DVD tego przedsięwzięcia?
I dwa cytaty - z tych mniej osobistych - przełożę teraz na bloga. Pierwszy - prosty i brutalny (ale za to jak prawdziwy!); drugi - ździebko filozoficzny.
No to najpierw Bill Gates i zasady, których nie nauczyli nas w szkole. Proszę o przymrużenie oka.
1. Życie nie jest sprawiedliwe. Przyzwyczaj się do tego.
2. Świat nie dba o twoje poczucie pewności. Oczekuje za to od ciebie osiągnięcia czegoś ZANIM poczujesz się dobrze we własnej skórze.
3. Nie zarobisz znacznych sum od razu po ukończeniu uczelni. Nie dostaniesz od razu stanowiska wiceprezesa ani świetnego samochodu służbowego, dopóki sam na to nie zasłużysz.
4. Jeśli myślisz, że twój nauczyciel był surowy, poczekaj aż będziesz miał szefa...
5. Smażenie kotletów nie jest poniżej twojej godności. Twoi dziadkowie mieli znacznie lepsze określenie na taką pracę: SZANSA.
6. Jeśli coś zawalisz, nie zwalaj na rodziców czy wychowanie. Zamiast skarżyć się na swoje błędy, wyciągnij z nich naukę.
7. Myślisz, że twoi rodzice zawsze byli tacy przewidywalni? Nie, oni też byli w twoim wieku. Zmienili się w przewidywalnych, bo zamiast zabawy mają na głowie płacenie twoich rachunków, pranie twoich ubrań i słuchaniu o tym, jakie dzisiejsze czasy są super. Zanim najdą Cie myśli, że ich sprzątnąć, spróbuj posprzątać najpierw swój pokój.
8. Może i system bezstresowego wychowania przeniknął do szkół, ale nie do dorosłego życia. I o ile twój nauczyciel da ci sporo szans, żeby się wyciągnąć, o tyle szef tego nie zrobi.
9. Życie nie jest podzielone na semestry. W większości zawodów nie ma dwumięcznych wakacji, a twoi przełożeni nie pomogą ci "odnaleźć siebie". Więc spróbuj to zrobić we własnym czasie.
10. Telewizja NIE JEST prawdziwym życiem. W tym drugim ludzie jednak wychodzą z kawiarni, aby pójść na ósmą do pracy.
11. Bądź miły dla kujonów. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że kiedyś będziesz dla jednego z nich pracował...
PS1 Pisałam o przymrużeniu oka... :)
I jeszcze fotograf Peter Lindberg, fragment wywiadu z 1996 roku.
Co to jest kreatywnoć?
Kreacja to powstanie czegoś. A COŚ nigdy nie powstaje z NICZEGO, dlatego bazą dla kreacji są nasze emocje, uczucia, pomysły. A te z kolei biorą się z doświadczeń. Jeżeli kreatywnością nazywamy wyrażanie siebie, to najlepszą drogą do tego jest właśnie czerpanie z tej wewnętrznej studni doświadczeń. Wszystko co nas spotyka jest jej wypełnieniem.
Są ludzie, którzy muszą tworzyć. Są też tacy, którzy przyjmują to, co zostało już zrobione, analizują. Jednak każdy z nich może być kreatywny, jeśli znajdzie drogę, jak włączyć nasze przeżycia do tego, co robimy na co dzień. Wtedy praca stanie się częścią tego, czym/kim naprawdę jesteśmy.
Ufff... Trochę to zawiłe, ale generalnie chodzi o to, żeby robić to co się kocha i robić to szczerze, osobiście, bo wtedy możemy mówić o kreacji.
SP2 Czy ktoś z Państwa pamięta film petera Lindberga z 1991 "Supermodels"? A jeśli tak, czy wiedzą Państwo, czy istnieje DVD tego przedsięwzięcia?
niedziela, 30 grudnia 2012
Marszruta dnia pierwszego
Ten wpis jest dla wszystkich, którzy lubią gadżety i... wino!
Pierwszego dnia po przybyciu udaliśmy się nad Kanał Saint-Martin.
Wspomnę najpierw historycznie, że kanał ten przepływa przez 10 i 11 dzielnicę Paryża i został zbudowany za czasów napoleońskich, przed wielkią przebudową Paryża. Służył do transportu materiałow, a okolice były wykorzystywane pod budowę fabryk i osiedli robotniczych. Dodam także, że dziś 20m2 nad tą atrakcją turystyczną warte jest tyle, co 80m2 w centrum naszej pieknej stolicy, czyli ponad 800.000 zł. Dobrze, że plany zasypania Saint-Martin spaliły na panewce.
Wydawać by się mogło, że zimą te "wodne" okolice to tereny zapomniane. A jednak. Średnia temperatura 12 stopni powoduje, że okoliczne knajpki są pełne, przynajmniej po 15.00, w sobotę. Ucieliśmy sobie spacer wzdłuż kanału i jeśli szukają państwo suwenirów z Paryża, polecamy dwa adresy.
Pierwszy, droższy.
Sklep nazywa się Antoine&Lily i znajduje się u zbiegu ulicy Recollets i bulwaru (nadbrzeża) Valmy. Piekielnie kolorowy i mocno hinduski. Do tego z lekko zawyżonymi cenami, ale - jak wiadomo - za lokalizację trzeba płacić. W oko wpadły mi cudne świeczki w kształcie jelonków, jednak (1) cena 15 euro za 6 zwierzątek oraz (2) perspektywa topienia jelonków odwiodła mnie od zakupu woskowych czwaronogów na prezent dla przyjaciel.
A oto, co można dostać w Antoine&Lily:
Drugie miejsce, czyli połączenie francuzczyzny z chińszczyzną.
Na Google Maps, w aplikacji Street View ten sklep wyświetla się fantastycznie, czyli jest "zieloną wyspą" na beżowo-szarej ulicy. No i Mini prawej strony...
W Idéco znajdziemy idealne rzeczy dla znajomych i rodziny królika (nomen omen, patrz: poprzedni wpis:). Jest tu sporo firm francuskich, m.in. La Marelle i Laisse Lucy Faire, o których chyba już pisałam. Nie ma jednak Les Invasions Ephemeres, ale spowodowane jest to - jak przypuszczam - niewielką odległością od ich firmowego salonu przy rue de Commines.
Dla mnie odkryciem był nóż do spagetti, dla dzieci. Wyjątkowo przydatne, nawet dla większych istot. No i te pasiaste króliki...
Muszę w tym miejscu wspomnieć o naszym odkryciu, czyli knajpce o nazwie "L'Atmophere", znajdującej się nieopodal pierwszego z wymienionych butików. Strona internetowa danego miejsca (atmosphere.fr) mówi nam, że została tu nakręcona scena ze "Smaku Życia" Cédrica Klapischa. Polecam, szczególnie przy lampce noskiego białego wina Terroir de dinosuares. Poniżej demonstrujemy widok z Google Maps i to, jak trafić to L'Atmosphere.
Pierwszego dnia po przybyciu udaliśmy się nad Kanał Saint-Martin.
Wspomnę najpierw historycznie, że kanał ten przepływa przez 10 i 11 dzielnicę Paryża i został zbudowany za czasów napoleońskich, przed wielkią przebudową Paryża. Służył do transportu materiałow, a okolice były wykorzystywane pod budowę fabryk i osiedli robotniczych. Dodam także, że dziś 20m2 nad tą atrakcją turystyczną warte jest tyle, co 80m2 w centrum naszej pieknej stolicy, czyli ponad 800.000 zł. Dobrze, że plany zasypania Saint-Martin spaliły na panewce.
Wydawać by się mogło, że zimą te "wodne" okolice to tereny zapomniane. A jednak. Średnia temperatura 12 stopni powoduje, że okoliczne knajpki są pełne, przynajmniej po 15.00, w sobotę. Ucieliśmy sobie spacer wzdłuż kanału i jeśli szukają państwo suwenirów z Paryża, polecamy dwa adresy.
Pierwszy, droższy.
Sklep nazywa się Antoine&Lily i znajduje się u zbiegu ulicy Recollets i bulwaru (nadbrzeża) Valmy. Piekielnie kolorowy i mocno hinduski. Do tego z lekko zawyżonymi cenami, ale - jak wiadomo - za lokalizację trzeba płacić. W oko wpadły mi cudne świeczki w kształcie jelonków, jednak (1) cena 15 euro za 6 zwierzątek oraz (2) perspektywa topienia jelonków odwiodła mnie od zakupu woskowych czwaronogów na prezent dla przyjaciel.
A oto, co można dostać w Antoine&Lily:
Drugie miejsce, czyli połączenie francuzczyzny z chińszczyzną.
Na Google Maps, w aplikacji Street View ten sklep wyświetla się fantastycznie, czyli jest "zieloną wyspą" na beżowo-szarej ulicy. No i Mini prawej strony...
W Idéco znajdziemy idealne rzeczy dla znajomych i rodziny królika (nomen omen, patrz: poprzedni wpis:). Jest tu sporo firm francuskich, m.in. La Marelle i Laisse Lucy Faire, o których chyba już pisałam. Nie ma jednak Les Invasions Ephemeres, ale spowodowane jest to - jak przypuszczam - niewielką odległością od ich firmowego salonu przy rue de Commines.
Dla mnie odkryciem był nóż do spagetti, dla dzieci. Wyjątkowo przydatne, nawet dla większych istot. No i te pasiaste króliki...
Muszę w tym miejscu wspomnieć o naszym odkryciu, czyli knajpce o nazwie "L'Atmophere", znajdującej się nieopodal pierwszego z wymienionych butików. Strona internetowa danego miejsca (atmosphere.fr) mówi nam, że została tu nakręcona scena ze "Smaku Życia" Cédrica Klapischa. Polecam, szczególnie przy lampce noskiego białego wina Terroir de dinosuares. Poniżej demonstrujemy widok z Google Maps i to, jak trafić to L'Atmosphere.
sobota, 29 grudnia 2012
Le lapin...
...znaczy królik.
A królik na zdjęciu nazywa się "Grzybek". Czyli Shitaké, po japońsku.
W Paryżu tym razem postanowiliśmy na opcję budżetową, jak mawia mój znajomy. Niedrogie, choć duże mieszkanie. 65 m2 za 140 zł za dobę. Za to z takim białym sublokatorem. I to jest jeden plus.
Drugi plus jest taki, że mieszkanie jest nieopodal Gare du Norde (północnego dworca), a stąd rzut (paryskim) beretem do Montmartre'u. A tam już same cuda...
A królik na zdjęciu nazywa się "Grzybek". Czyli Shitaké, po japońsku.
W Paryżu tym razem postanowiliśmy na opcję budżetową, jak mawia mój znajomy. Niedrogie, choć duże mieszkanie. 65 m2 za 140 zł za dobę. Za to z takim białym sublokatorem. I to jest jeden plus.
Drugi plus jest taki, że mieszkanie jest nieopodal Gare du Norde (północnego dworca), a stąd rzut (paryskim) beretem do Montmartre'u. A tam już same cuda...
środa, 26 grudnia 2012
Śmietankowa kuchnia
Cześć z Państwa na pewno przejedzona drugiego dnia Świąt (z nami na czele), ale ostrołęcką kuchnię muszę pokazać. Przez trzy poranki była tłem przy pisaniu codziennych postów na bloga, więc należy jej się spore miejsce na Dekorniku. Zaczynamy.
Kuchnia jako całość została wykonana na zamówienie przez rzemieślników z Nowogrodu. Nowogród to miejscowość, gdzie znajduje się kurpiowski skansen, stąd chyba zagęszczenie ludzi o manualnych zdolnościach i zamiłowaniu do tradycyjnych metod wykonawczych :). Pan od rustykalnej zabudowy, kredensu, stołu i krzeseł nazywa się pan Jerzy i potrafi zdziałać cuda, co widać na zdjęciu poniżej.
Adres strony pana Jerzego i pani Elwiry (choć mi na razie się nie odpala): www.family-pine.pl
Kuchenka retro to IKEA. A nie wygląda...
Gałki pochodzą ze sklepu Zara Home i - przypadkiem - są to dokładnie te same uchwyty, które wykorzystałyśmy z Marysią z DaWandy przy przeistoczeniu starego kredensu, co można było zaobserwować w tym wpisie: dekornik.blogspot.com/2012/10/a-dzisiaj-cos-z-czterech-katow.html
Pani Grażynka nie mogła się zdecydować na jeden kolor (różowe, niebieskie i ecru), więc wzięła wszystkie. I dobrze!
W całym domu króluje len w naturalnym kolorze oraz koronki ecru. Większość lnianych ozdób to zresztą dzieła blogerki Marty z Meis Ideis. Polecam stronę pani Marty, gdzie można zobaczyć prawdziwe cuda. Len mama Maćka nabyła w Kiermusach, na opisywanym już targu staroci od kobiety o wschodnim akcencie. Wymagał lekkiego odświeżenia. Pani Marta przejęła materiał i wyczarowała z niego zasłony do salonu, a w planach są nakrycia na komplet wypoczynkowy i na siedziska krzeseł.
Każdy element jest ręcznie zdobiony - ma zawieszkę, domalowany element, doszyty detal. Nawet papier do pakowania prezentów został udekorowany ręcznie "stemplowanymi" gwiazdami.
Prawie nie widać na zdjęciu poniżej, ale opiszę zdobienie w kuchni, pas kolorowej ceramiki. A dokładnie majoliki z Hiszpanii. A dokładnie z Bartyckiej, z Warszawy, ale ściągana była nad Wisłę z Półwyspu Iberyjskiego. Przez miesiąc.
Kuchnia jako całość została wykonana na zamówienie przez rzemieślników z Nowogrodu. Nowogród to miejscowość, gdzie znajduje się kurpiowski skansen, stąd chyba zagęszczenie ludzi o manualnych zdolnościach i zamiłowaniu do tradycyjnych metod wykonawczych :). Pan od rustykalnej zabudowy, kredensu, stołu i krzeseł nazywa się pan Jerzy i potrafi zdziałać cuda, co widać na zdjęciu poniżej.
Adres strony pana Jerzego i pani Elwiry (choć mi na razie się nie odpala): www.family-pine.pl
Kuchenka retro to IKEA. A nie wygląda...

Poniżej moja ulubiona figurka z kuchni, czyli biały konik na biegunach, znaleziony w... Pepco!
Poza tym kuchnia pełna jest starych opakowań po ciastkach, kawach, cukierkach, co jeszcze dodaje jej apetytu i klimatu retro.

Gałki pochodzą ze sklepu Zara Home i - przypadkiem - są to dokładnie te same uchwyty, które wykorzystałyśmy z Marysią z DaWandy przy przeistoczeniu starego kredensu, co można było zaobserwować w tym wpisie: dekornik.blogspot.com/2012/10/a-dzisiaj-cos-z-czterech-katow.html
Pani Grażynka nie mogła się zdecydować na jeden kolor (różowe, niebieskie i ecru), więc wzięła wszystkie. I dobrze!
W całym domu króluje len w naturalnym kolorze oraz koronki ecru. Większość lnianych ozdób to zresztą dzieła blogerki Marty z Meis Ideis. Polecam stronę pani Marty, gdzie można zobaczyć prawdziwe cuda. Len mama Maćka nabyła w Kiermusach, na opisywanym już targu staroci od kobiety o wschodnim akcencie. Wymagał lekkiego odświeżenia. Pani Marta przejęła materiał i wyczarowała z niego zasłony do salonu, a w planach są nakrycia na komplet wypoczynkowy i na siedziska krzeseł.
Każdy element jest ręcznie zdobiony - ma zawieszkę, domalowany element, doszyty detal. Nawet papier do pakowania prezentów został udekorowany ręcznie "stemplowanymi" gwiazdami.
Prawie nie widać na zdjęciu poniżej, ale opiszę zdobienie w kuchni, pas kolorowej ceramiki. A dokładnie majoliki z Hiszpanii. A dokładnie z Bartyckiej, z Warszawy, ale ściągana była nad Wisłę z Półwyspu Iberyjskiego. Przez miesiąc.
wtorek, 25 grudnia 2012
Śniadanie świąteczne a la Ostrołęka
Uwaga, podaję przepis. Wastwowo:
- kromka chleba
- smalec z gęsi, przyprawiony ieprzem i solą
- cebula, kilka plasterków
- ogórek kiszony
- plasterek jabłka
Maciek mówi, że przepyszne :)
- kromka chleba
- smalec z gęsi, przyprawiony ieprzem i solą
- cebula, kilka plasterków
- ogórek kiszony
- plasterek jabłka
Maciek mówi, że przepyszne :)
poniedziałek, 24 grudnia 2012
Życzenia z bloga
Witamy serdecznie w dzień wigilijny.
I życzymy:
- cieplutkich świąt, najlepiej przy kominku
- lekkich i pysznych potraw na stole
- wielkiej choinki i pięknych na niej ozdób
- szczerych prezentów
- długich godzin, spędzonych na rozmowach (dekorowanych wybuchami śmiechu) w wianuszku rodziny i przjaciół.
Od wszystkich z Dekornika dla wszystkich czytających (i dla tych przypadkowych blogowych przybyszów też:)
Przez dwa następne dni będę co rano prowadzić bloga z takiej perspetywy. Mniam.
I życzymy:
- cieplutkich świąt, najlepiej przy kominku
- lekkich i pysznych potraw na stole
- wielkiej choinki i pięknych na niej ozdób
- szczerych prezentów
- długich godzin, spędzonych na rozmowach (dekorowanych wybuchami śmiechu) w wianuszku rodziny i przjaciół.
Od wszystkich z Dekornika dla wszystkich czytających (i dla tych przypadkowych blogowych przybyszów też:)
Przez dwa następne dni będę co rano prowadzić bloga z takiej perspetywy. Mniam.
niedziela, 23 grudnia 2012
Oranż w Ostrołęce
Kolor pomarańczowy należy do barw jaskrawych. Jednak w połaczeniu z odpowiednim materiałem (w tym wypadku welur matowy i gruby) może zamienić z jaskrawego w ciepły.
I taką wląsnie podstawę ma salon w nowym domu rodziców Maćka, w Ostrołęce. Dom wybudowany został szybko, bo zaledwie w rok i liczy trochę ponad 100m2 (części użytkowej, jak mocno podkreślają gospodarze:). Salon z kuchnią to prawie połowa tej powierzchni.
Mama Maćka, pani Grażynka, przy urządzaniu domu prześledziła dziesiątki polskich blogów wnętrzarskich. Szukała podpowiedzi, inspiracji oraz gotowych rozwiązań i adresów. Jej ulubionymi okazały się Jagodowy Zagajnik (jagodowyzagajnik.blogspot.com), Green Canoe (mygreencanoe.blogspot.com) i Meis Ideis (meis-ideis.blogspot.com) . Mimo, że dom już urządzony (choć wiadomo, jak to jest z dekorowaniem...), te adresy wpisały się na stałe w wieczorną internetową marszrutę mamy Maćka. Zresztą proszę spojrzeć na zdjęcia poniżej, czy w salonie nie widać delikatnych blogowych wpływów?
Salon ogólnopojęty (a raczej ogólnoujęty):
I - dedukcyjnie - od ogółu do szczegółu.
KOMPLET WYPOCZYNKOWY, czyli skarb znaleziony w sklepie kolonialnym w warszawskiej Domotece. Jedna kanapa i jeden fotel. Drugi fotel, do kompletu, wciąż jako "work in progress".
Stolik to znalezisko z targu staroci w podostrołęckiej miejscowości Wach.
Poduszki na wypoczynku to Jysk. Chociaż pani Grażynka jest fanką sklepu internetowego La Petit Maison.
Kominek narożny, wczoraj po raz pierwszy odpalony. Drzwiczki poniżej to znalezisko z Kiermus, które opisywałam kilka miesięcy temu.
Idziemy dalej, telewizor i okolice telewizora. Najbardziej widocznym elementem jest lampa, nowy nabytek ze sklepu internetowego Villa Italia.
Moi faworyci: stara maszyna do pisania, "Dziadek do orzechów" i... dawne okulary Maćka!
I stół, część jadalna. Bardzo cieszy mnie powrót pionowych pasów do wnętrz mieszkalnych. Można je wykonać dwojako: malując (wersja bardziej czasochłonna, klasyczna) lub naklejając pas tapety (wersja szybka, takie beżowe tapety oferuje większość marketów budowlanych, a na pewno Leroy Merlin). Ach, no i jest jeszcze trzecia wersja, czyli pasy naklejek ściennych - ekonomicznie. Tu, wersja classic, malarsko.
No i ozdoby świąteczne, made by 2 hands :)

I taką wląsnie podstawę ma salon w nowym domu rodziców Maćka, w Ostrołęce. Dom wybudowany został szybko, bo zaledwie w rok i liczy trochę ponad 100m2 (części użytkowej, jak mocno podkreślają gospodarze:). Salon z kuchnią to prawie połowa tej powierzchni.
Mama Maćka, pani Grażynka, przy urządzaniu domu prześledziła dziesiątki polskich blogów wnętrzarskich. Szukała podpowiedzi, inspiracji oraz gotowych rozwiązań i adresów. Jej ulubionymi okazały się Jagodowy Zagajnik (jagodowyzagajnik.blogspot.com), Green Canoe (mygreencanoe.blogspot.com) i Meis Ideis (meis-ideis.blogspot.com) . Mimo, że dom już urządzony (choć wiadomo, jak to jest z dekorowaniem...), te adresy wpisały się na stałe w wieczorną internetową marszrutę mamy Maćka. Zresztą proszę spojrzeć na zdjęcia poniżej, czy w salonie nie widać delikatnych blogowych wpływów?
Salon ogólnopojęty (a raczej ogólnoujęty):
I - dedukcyjnie - od ogółu do szczegółu.
KOMPLET WYPOCZYNKOWY, czyli skarb znaleziony w sklepie kolonialnym w warszawskiej Domotece. Jedna kanapa i jeden fotel. Drugi fotel, do kompletu, wciąż jako "work in progress".
Stolik to znalezisko z targu staroci w podostrołęckiej miejscowości Wach.
Poduszki na wypoczynku to Jysk. Chociaż pani Grażynka jest fanką sklepu internetowego La Petit Maison.
Kominek narożny, wczoraj po raz pierwszy odpalony. Drzwiczki poniżej to znalezisko z Kiermus, które opisywałam kilka miesięcy temu.
Idziemy dalej, telewizor i okolice telewizora. Najbardziej widocznym elementem jest lampa, nowy nabytek ze sklepu internetowego Villa Italia.
Moi faworyci: stara maszyna do pisania, "Dziadek do orzechów" i... dawne okulary Maćka!
I stół, część jadalna. Bardzo cieszy mnie powrót pionowych pasów do wnętrz mieszkalnych. Można je wykonać dwojako: malując (wersja bardziej czasochłonna, klasyczna) lub naklejając pas tapety (wersja szybka, takie beżowe tapety oferuje większość marketów budowlanych, a na pewno Leroy Merlin). Ach, no i jest jeszcze trzecia wersja, czyli pasy naklejek ściennych - ekonomicznie. Tu, wersja classic, malarsko.
No i ozdoby świąteczne, made by 2 hands :)

PS Jutro cz. 2 - kuchnia, moja ulubiona część domu. Plus ostrołęckie śniadanie świąteczne.
Subskrybuj:
Posty (Atom)