niedziela, 22 lipca 2012

White weekend

Weekend przebiegł jednak warszawsko, nasz montaż w Trójmieście ma lekkie opóźnienie. To pozwoliło mi wreszcie sfotografować nowe podkładki na Dekornika. Smakowita ceramika została uwieczniona w okolicach sypialni, a zmiana poszewek pościelowych wymagała zajrzenia do komody, gdzie były przechowywane. To z kolei, jak widać na zdjęciach poniżej, bardzo ucieszyło Białka - jest nowe legowisko!






Pisałam to już na Facebooku, ale dodam i tutaj. Proszę pamiętać, że nasze podkładki (10x10cm lub 20x20cm) można przygotować z dowolnym wzorem, wybranym przez Panstwa - zdjęciem lub grafiką (np. z cytatem naklejekscennych.pl). Nie wiąże się to z żadnymi dodatkowymi kosztami, a to idealny i osobisty prezent. Sprawdziłam (wielokrotnie), polecam.
I życzę cudnego tygodnia, podobno ma być upalnie.

poniedziałek, 16 lipca 2012

Narzędzie tortur dla naszych kotów


Och, co to za cudo. Chyba jedyny sposób na to, by nasze koty odciągnąć od takich pozycji:

Kumaty Dekornik :)

Nie zamieszczałam jeszcze zdjęć naszej pracowni, gdyż teraźniejszą siedzibę traktujemy jako tymczasową. jest niewielka - niecałe 70m2, więc prognozy rozwoju nie rysują się w tęczowych barwach. Zaletą jest sąsiedztwo, które jest kapitalne, przyjazne i czujemy się jak w niewielkim miasteczku, gdzie sąsiedzi - w drodze po poranne bułki - krzyczą do siebie "Dzień dobry". Szczególnym zainteresowaniem sąsiadów cieszą się jednak skuterowe jednoślady Maćka, szczególnie w połączeniu z ich niedomaganiem (brak oleju, pęknięcie korbowodu, problem z odpaleniem po zimie). Były już próby odpalania skutera na gaz do zapalniczki (właściciel firmy meblarskiej, pozdrawiamy) lub lakier do włosów (panie z zakładu fryzjerskiego, także pozdrawiamy!). bardzo pouczające są takie spotkania, szczególnie dla mnie.

Zamieszczam więc poniżej kilkanaście zdjęć pracowniczych, które zgromadziłam przy okazji czyszczenia telefonu (smartfona lub IPhone'a - jak kto woli, ja preferuję klasyczne nazewnictwo). Oto, jak wygląda praca dekornikowego sklepu i kumatej pracowni graficznej.

DIDASKALIA: 
Zdjęcia nie są najlepszej jakości, stąd nasza prośba o wyobrażenie sobię wszystkiego w nieco ładniejszych barwach.

AKTORZY: 
Kasia (ja, jedyna dziewczyna, łatwe),
Maciek (artystycznie rozczochrany szatyn, najczęściej w szarym T-shircie)),
Piotrek (blondyn, uśmiechnięty, czasami na zdjęciach widoczny jest jedynie jego tułów, tudzież ręce)
Kacper (blondyn, na jednym ze zdjęć naklejający hydrant)

SCENA 1
wprowadzenie - tak wygląda pracownia, mnie więcej.


SCENA 2
życie pracownicze codzienne







SCENA 3
życie pracownicze odświętne - praca wyjazdowa lub godziny nocne


SCENA 4
oczywiście pojazdy

niedziela, 15 lipca 2012

Tyyyylko woooolno...

Bardzo modnym ostatnio słowem jest "slow", czyli wolny. Wolne mamy życie (robimy to, co lubimy i cierpliwie/pobożnie czekamy na efekty), slow jest jedzenie (z pietyzmem przygotowywane), a w te dni doświadczyliśmy slow weekendu. Pierwszego od nie pamiętamy, kiedy.
The end tego slow weekendu to naleśliki. Piszę naleśniki, a nie - w duchu poprzedniego zdania - pancakes, bo były to klasyczne nasze ciasta. Co prawda Maciek zamówił naleśnika węgierskiego, ale była tego zacna polska porcja. Jedliśmy o 11.00, jest 15.30, a my wciąż syci. I tak właśnie zapamiętamy Gdynię! Goodbye!






Po pierwsze przepraszam za jakość zdjęć, ale to telefon. Przepraszam, smartfon.
Po drugie, naleśnikarnia nazywa się ART BIA i jest na ulicy Abrahama 10 w Gdyni. 

sobota, 14 lipca 2012

Oni winni



No i trafiliśmy. Co prawda nie w Gdyni, ale w Sopocie, do którego udaliśmy się po szybkim zamknięciu spraw służbowych (dekoracja naklejkami kolejnej siedziby AIP BusinessLink, czyli bardzo przyjemna praca). Sopot zaskoczył nas deszczem i przyjemną winiarnią. 
Wino z Maćkiem pijemy tylko "w terenie". I jesteśmy w tej kwestii laikami totalnymi. Kryterium jest jedno, aczkolwiek biegunowe: dobre (kciuk w górę) / niedobre (kciuk ku ziemi). 
Na ulicy Królowej Jadwigi w tym urokliwym nadmorskim mieście znajduje się podpiwniczona Probiernia Win. Niewielkie skryte wnętrze z tysiącem butelek w środku (wino, szampan, cydr…), serami, pysznym domowym ciastem i miłym panem za barem. Dwudziestoparoletni pan za barem jest ogromną zaletą probierni - wyjątkowo grzeczny i chętnie opowiadający. Opowiedział nam historię sprzed kilku miesięcy, kiedy do winiarni wszedł nie najmłodszy już pan, pytając ściszonym głosem, czy tu nadal mieści się "zakątek rozkoszy"? Zdumiony pan zza baru równie cicho odpowiedział, że nie i nic mu o takim charakterze tego miejsca nie wiadomo. Tak wydało się, że po wojnie, w tym podpiwniczeniu funkcjonowała mała inicjatywa z czerwoną lampką przy wejściu. Teraz jednak jest tam jedynie czerwone wino. 
Oprócz rozkoszy podniebienia można tam także doświadzczyć rozkoszy gromadzenia, bo kupowanie u takiego sprzedawcy jak pan za barem to gra, gdzie - jak śpiewał Zaucha - każdy los to fant. Kiedy omówimy już, jakie wino chcemy (czerwone, wytrawne, do 40 zł) Pan zawsze (!) z urokiem w głosie i oczach odpowiada: To ja mam dla Państwa propozycję…" I tak wyszliśmy z winem za prawie 60 zł. Bardzo dobrym (kciuk w górę).
O cieście domowym w postaci murzynka z bakaliami nie będę się się rozpisywać, bo zgłodnieję.
Za to kiedy wychodziliśmy już z malutkiego lokalu najedzeni i napici (bez pejoratywnych znaczników), wszedł starszy Pan z przezabawnym zadaniem: "Moja sąsiadka mówiła, że kupiła u państwa pyszne wino: argentyńskie, czerwone, wytrawne i z imieniem i nazwiskiem na etykiecie. Zdumiony pan sprzedający, po chwilowej pauzie, spokojnym głosem odrzekł: To ja mam dla pana propozycję… I w tej chwili wyszliśmy. 





Ach, i jeszcze jedno: na ścianie winiarni znajduje się wielkie zdjęcie, jak ulica Królowej Jadwigi wyglądała przed wojną. Prezentacja porównawcza poniżej:




M jak mieszkanie z mewami


Mieszkanie, w którym zagnieździliśmy się w Gdyni jest niewielkie, ale ładnie i praktycznie urządzone. Zagnieździliśmy to idealne słowo do tego M1, bo a) znajduje się na strychu, na wysokości piątego piętra, minimalnie pod linią przelotu ptaków b) towarzyszy nam skrzek mew, dniem i nocą. 
Mieszkanie jest w samym centrum, ok. 4 minut spacerem od Daru Pomorza. Ma 26 metrów, czyli jak nasz duży warszawski pokój z dołączoną łazienką. Jest jednak  wyjątkowo funkcjonalne - ma pralkę, zmywarkę , lodówkę pod jednym (kuchennym) blatem. Dla dwóch wygodnych osób - ideał. Do tego mamy wielki, dzielony z sąsiadami taras. Sąsiadów jeszcze nie widzieliśmy, toteż oddajemy się błogim myślom, że taras jest NASZ I TYLKO NASZ :) No, jeszcze mew. 

Publikuję zdjęcia mieszkania i jeśli ktoś z Państwa będzie wybierał się nad morze, chętnie udostępnię namiary. 










A do tego Gdynia jawi mi się jako raj, czyli ja tu sobie piszę, a mój chłopak robi kawę i śniadanie. Niebo!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...