piątek, 29 lipca 2011

Dziś milej...

I gazetowo.
Dostałam  zresztą na blogu) wiadomość, że ktoś nas wspomina w najnowszym wydaniu Mojego Mieszkania. Pobiegłam do kiosku, zakupiłam. I co się okazało? Nie ktoś, tylko nasza Aldona! Aldonę znamy i kochamy. Z Aldoną korepondujemy i nawet wygrała u nas podkładkę pod myszkę (która cały czas stoi w pracowni, więc może my ją podrzucimy na Pragę...). I nic nam nie powiedziała o publikacji!

Aldono, pięęęęęęęęęęęęęęęęęęęękne mieszkanie. Jasne, wesołe, cudo nad cudami i wszystko cudo. Poznajemy podłogę, poznajemy stolik z plexi i poznajemy zeberki na blacie kuchennym. I protestujemy przeciwko takim wydrukom z interntu. Tam powinien stanąć wydruk z prawdziwego zdarzenia. Więc chyba jednak przyjedziemy...

Aldono, ściskamy. I przewielkie dzięki!

A to już uczta dla Państwa oczu, mieszkanie na warszawskiej Pradze:



I my:

czwartek, 28 lipca 2011

Prysznic

Miały być zdjęcia pracowni, miały być zdjęcia domu...
Jednak ostatnimi czasy, nie mówiąc nikomu
Woda z rur blokowych zrobiła nam hecę
Lejąc się z sufitu, krzycząc "Lecę i lecę". 



Jak napisał Szekspir: Cóż nam w życiu pozostaje poza poczuciem humoru; tak ja - w sytuacji zalania klatki schodowej i naszej kuchni - dziś piszę: Pozostały nam jeszcze szmata, wiadro i prześcieradła. 
Szczęciem w całym zalewowym nieszczęściu było to, że w dniu potopu (z góry, czyli z północy, co ma swoje historyczne uwarunkowanie) pozostałam akurat na straży naszego dobytku, gdyż następneg dnia (czyt. dziś) panowie mieli nam wymieniać rury. By umówić się z panami, zaczekałam grzecznie, by załatwić sprawę "face to face". Gdyby nie los (i trochę nasz czujny nos) mielibyśmy podwodny salon. I kuchnię :)
Bilans powodzi: 3 wiadra wody, 2 zrujnowane prześcieradła, lekkie opuchnięcia ściany wejściowej. Pas mal! (Nie jest źle!) - jak mówią Francuzi. Tylko nasza pani sąsiadka bardziej poszkodowana...



wtorek, 26 lipca 2011

A po krótkiej przerwie

Znów nie było nas około tygodnia na blogu, ale powód był ważki, czyli intensywny kurs cudnego języka francuskiego. Lekcje lekcjami (uczęszczane), egzamin egzaminem (zaliczony), więc i czasu teraz troszkę więcej. 
Co in plus? W przygotowaniach do poweekendowego egzaminu, przez ustawowo wolne dwa dni... przesuwaliśmy meble w domu (ja). I w pracowni (Maciek).
W domu mamy dwie nowe komódki (jedna to zaprezentowana już śmietnikowa) i fotel. Piwnica już uprzątnięta, więc część rzeczy znieśliśmy do podziemi. Mieszkanie (w każdym razie duży pokój tzw. living-room) zmienił swoje zastosowanie. Z living jest learning, czyli stół do jedzenia zamienił się w biurko (zresztą Maciek latem serwuje jedynie kanapki:).
W biurze natomiast dwóch nowych adeptów sztuki graficzno-naklejkowej. Ola i Kacper, których jeszcze w tym tygodniu przedstawię szerzej. Powiększenie ekipy Dekornika spowodowało zatem lawinę zmian. Głównie przestrzennych, czyli pokój dziewczęcy stanął na głowie:

1. Ja zyskałam tzw. biurko pani prezes (troszkę ekipa się ze mnie śmieje:) I nowy komputer, który do nas właśnie jedzie.



2. Ola i Maciek znaleźli się za to pod ścianą. Ale za to z zebrami:)


Jutro obiecuję rozrysować plan zmian. I więcej zdjęć. I większy porządek na zdjęciach. 

sobota, 9 lipca 2011

I wreszcie łazienka...

Jak zawsze spóźniona. Tym razem przez problemy ze znalezieniem kabla, umożliwiającego zrzucenie zdjęć z aparatu fotograficznego.
Zaczynamy od najważniejszego, czyli fototapety. I historii fototapety. Bo fototapety (po raz trzeci) miało nie być. Miała być plexi z zadrukiem. Jednak panowie zajmujący się takimi rzeczami  w drukarniach są nie dość, że największymi - i tu muszę użyć tego nieistniejącego słowa - fuszerzami na świecie, to jeszcze komfort współpracy z nimi stoi na poziomie minusowym. Nie mówiąc o cenach, które zmieniają się z każdym telefonem. Cytuję:
Poniedziałek: Tak, tak, nie ma sprawy. Taki format to jakieś 400zł. Będzie dobrze? To dobrze, prosze o plik do zadruku.
Wtorek: 400zł? Nie, niemożliwe, że tak powiedziałem. 900 i to końskim targiem.
Środa: 900zł? Nie, niemożliwe, że tak powiedziałem. Ma to Pani na mailu? Nie wiem, kto to wycenił. Ja? Nie może być. 1100 i ani złotówki mniej. Nie, nie, inaczej to poniżej granicy opłacalności. 

O terminach (i - a jakże - ich zmianach) nie wspominam. 
O jakości finalnego wykonania - tym bardziej. 
Także dopóki nie znajdziemy zaufanej firmy (niestety w pracowni nie jesteśmy w stanie tego wykonać), nie polecam. Chyba, że Państwo znają kogoś...
Ale wracając do łazienki... stanęło na fototapecie. Jak mówi Maciek: jak chcesz mieć zrobione dobrze, zrób to sam:)

Rama do fototapetowego obrazu powstała jak ta w dużym pokoju. Styropianowa sztukateria, przyklejona do ściany i pomalowana białą akrylowa farbą. Polecam rozwiązanie, bo koszt naprawdę niewielki, a efekt nie rożni się od sztukaterii gipsowej. A do tego sprawdza się w 100%, jeśli oczywiście sztukateria nie jest zamontowana w newralgicznym miejscu, narażym na szturchnięcia, kopnięcia, obicia:)

Poniżej - łazienka w całej okazałości:






I podsumowanie, czy co, skąd i za ile:
I przy okazji szukania podajnika na mydło w wirtualnym sklepie Furnicouture, odkryłam nowość: pięęęękną misę:
A właśnie brakuje mi kontenerka na kosmetyki...

Pozdrawiam wszystkich i dziękuje za cierpliwość! :))))

środa, 6 lipca 2011

I po krótkiej przerwie...

...wracamy. Dziś z wywiadem, którego udzieliiśmy do magazynu "Młoda Para". O tym, jak urządzić swoje przyszłe mieszkanie i nie stać się panami Kołkiem i Kotkiem z "Alternatyw 4":)
Cały wywiad można przeczytać na naszej stronie internetowej:
DEKORNIK/AKTUALNOŚCI
PS Jutro opiszę łazienkę, bo... wreszcie jest skończona! I pokażę, jak wygląda mieszkanie w całości. Po kilku zmianiach....
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...